Rzeczywiście mamy do czynienia z bardzo globalnym ruchem przepływów finansowych. Uważam jednak, że nie powinniśmy w tym wypadku mówić o srebrach rodowych, nadajemy bowiem wtedy trochę emocjonalny wymiar tej decyzji. Właściciele mają zaś wolną wolę. To są rodzinne decyzje, takie, które dotyczą też przyszłego pokolenia, sukcesorów, którzy mogą stwierdzić „mam inne marzenia, nie chcę kontynuować tej ścieżki". Wolność robienia rzeczy, które się kocha, jest najważniejsza. Nie przyklejajmy więc tutaj etykiety, że są to srebra rodowe. Nie zmienia to faktu, że jesteśmy w tej chwili w Polsce w ważnym momencie. Jest to moment układania na nowo części gospodarki. Mówimy, że jest to zmiana pokoleniowa, że przychodzą sukcesje... Tak jak jeszcze parę lat temu właściciele firm mówili: „planuję to zrobić", tak teraz jest ten moment, że aktywnie przystępują do działania.
Pokolenie założycieli firm rodzinnych z przełomu lat 80. i 90. to już seniorzy, którzy muszą scedować odpowiedzialność za spółkę...
„Muszą" czy „chcą" – nad czasownikiem bym się zastanawiała, który byłby bardziej adekwatny. Szwajcarzy, koledzy, z którymi współpracujemy, mówią, że dobra sukcesja trwa siedem–dziesięć lat.
No tak, to proces, a nie jedna decyzja...
Proces! Mamy tu do czynienia z czterema „W". Przekazujemy wiedzę. Pytanie tylko komu. Wewnątrz rodziny czy na zewnątrz rodziny? Następnie przekazujemy władzę. I znowu jest pytanie – odpowiedzialność za firmę zostanie przekazana wewnątrzrodzinnie czy zewnątrzrodzinnie? Potem dopiero przekazujemy własność. Albo, w wariancie, o którym rozmawiamy od początku, ta własność jest po prostu sprzedawana. I dlatego jesteśmy w takim trudnym momencie. Przez to, że te zmiany przyspieszyły, dokonuje się zwrot w gospodarce. Jeśli tych sprzedaży będzie więcej, może dojść do sytuacji, o której nasz przyjaciel z Niemiec mówi: „będziecie mieli gospodarkę zbliżoną do Wielkiej Brytanii, gdzie wiele sprzedanych wcześniej marek produkuje na rzecz właścicieli zagranicznych". W innym wypadku może wykrystalizować się model niemiecki, w którym własność rodzinna jest kultywowana przez pokolenia, a to oznacza, że to my konsolidujemy i to my jesteśmy tymi, którzy dokonują przejęć. To jest ten moment, w którym określamy, czy chcemy być tym przejmowanym, czy jednak sami przejmować.
Zróbmy jednak krok do tyłu i wróćmy do dwóch transakcji, od których zaczęliśmy: Solarisa i Konspolu. Czy obie firmy zostały sprzedane, gdyż ich właściciele mieli problem z przekazaniem ich następcom, czy też są jakieś strukturalne przyczyny w gospodarce, które powodują, że zarządy tych spółek – czy stojące za nimi rodziny – uznały, że nie ma sensu rozwijać ich dłużej krajowymi siłami. Część komentatorów doszukuje się tutaj strukturalnych przyczyn obu tych transakcji. Rzekomo dla nich wspólnych. Czy tak rzeczywiście jest?