Po rajdzie z ostatnich tygodni ceny obligacji skarbowych na globalnych rynkach weszły w korektę. Od początku sierpnia indeks obligacji Bloomberga stracił 0,4 proc., po tym jak w lipcu wzrósł o 1,9 proc., co było dopiero jego pierwszą zwyżką od roku i najlepszym wynikiem od dwóch lat.
Szczególnie silne było odbicie na rynku polskim. Od szczytu z drugiej połowy czerwca do dołka z początku tego tygodnia rentowności dziesięciolatek tąpnęły o 2,8 pkt proc. Posiadające największą ekspozycję na stopy procentowe obligacje zapadające w 2047 r. umocniły się w tym czasie o… 48 proc., co oznacza wahania będące raczej domeną spółek spekulacyjnych, a nie papierów rządu cieszącego się ratingiem inwestycyjnym.
Co pomaga obligacjom?
Spadek rentowności wspiera spółki technologiczne, ponieważ oznacza wyższe dzisiejsze wyceny ich mocno odsuniętych w przyszłość zysków. Od czerwcowego dołka amerykański indeks Nasdaq100 wzrósł już o 20 proc. Jak zauważa Karol Paczuski z towarzystwa UNQA TFI, poprawa nastawienia do obligacji nadeszła po serii słabszych danych makroekonomicznych. – W szczególności chodzi o recesyjne odczyty indeksów PMI dla przemysłu oraz sprzedaży detalicznej w Europie. Znaczenie miały również wystąpienia szefów banków centralnych w Polsce i USA, które zostały „gołębio” zinterpretowane przez inwestorów – komentuje zarządzający funduszami w UNQA TFI.
Efekt był taki, że po wielu miesiącach wyprzedawania obligacji inwestorzy przerzucili uwagę z kolejnych odczytów inflacji i zakładów o skalę dalszych podwyżek stóp w kierunku oczekiwań co do głębokości spowolnienia gospodarczego na początku 2023 r. Obligacje wspierają też zniżki cen surowców, wskazujące na osłabienie presji inflacyjnej.