Czy rosyjski prezydent Władimir Putin zostanie kiedyś osądzony jako „imperialistyczny agent", który niszczył Rosję od środka? Kiedyś takie pytanie wydawało się absurdalne. Wszak obowiązywał mit Putina jako wszechpotężnego przywódcy, który odbudowuje potęgę Rosji i zawsze ogrywa Zachód.
Niesprowokowana inwazja na Ukrainę doprowadziła jednak do upadku tego mitu. Coraz częściej zaczęły się pojawiać wśród analityków głosy, że 69-letni rosyjski przywódca być może „oszalał" lub przynajmniej zbytnio uwierzył w swoją potęgę. Inwazja na Ukrainę została bowiem fatalnie przygotowana propagandowo i wojskowo.
Krążące w mediach społecznościowych filmy pokazujące bezradnych rosyjskich żołnierzy i masę porzuconego lub zniszczonego sprzętu wojskowego podważyły mit silnej i profesjonalnej rosyjskiej armii. Równie bezradna okazała się rosyjska dyplomacja, gdyż od Rosji odwróciły się nawet kraje dotychczas tak jej przyjazne jak Niemcy.
Przy okazji Rosja w kilka dni zniszczyła swój rynek finansowy. Stał się on praktycznie nieinwestowalny dla graczy z zagranicy, a notowane w Londynie rosyjskie giganty, takie jak Sbierbank czy Gazprom, stały się spółkami groszowymi. Rosję też czeka najprawdopodobniej ciężka recesja.
Analitycy Oxford Economics szacują, że w tym roku PKB Rosji może spaść nawet o 6 proc., a w przyszłym o 7 proc. Polski Instytut Ekonomiczny spodziewa się skurczenia jej gospodarki w tym roku nawet o 15–20 proc. Miliarder Oleg Deripaska prognozuje,że Rosja może być pogrążona w ciężkim kryzysie przez trzy lata. I na co to wszystko było Putinowi?