W minionym miesiącu ubyło w USA 20 tys. miejsc pracy po niespodziewanym spadku ich liczby o 150 tys. w grudniu. Dane z listopada zrewidowano w górę z 4 do 64 tysięcy utworzonych miejsc pracy.
Stopa bezrobocia w styczniu nieoczekiwanie spadła do 9,7 proc., a od listopada utrzymywała się na poziomie 10 proc., najwyższym od prawie 26 lat. Jej spadek jest wynikiem tego, że mniej ludzi szuka zatrudnienia. Ponieważ jednak w grudniu go nie przybyło, to znaczy, że wielu Amerykanów zrezygnowało z poszukiwań.
Michael Feroli, ekonomista z nowojorskiej centrali JPMorgan Chase spodziewa się wzrostu zatrudnienia „przez resztę bieżącego roku, przede wszystkim dlatego, że jego poziom w spółkach jest już tak niski, że nie bardzo jest kogo zwalniać”. Na razie do zaspokojenia rosnącego popytu w kraju i na świecie amerykańskim spółkom wystarczyło wydłużenie czasu pracy i zwiększenie liczby godzin nadliczbowych.
Średni czas pracy wydłużył się w styczniu do 33,9 godziny w tygodniu z 33,8 miesiąc wcześniej. Ten wzrost oznacza, że spółki przenoszą pracowników z częściowego zatrudnienia na pełne etaty. Liczba pracujących na pół lub ćwierć etatu ze względów ekonomicznych spadła w styczniu do 8,3 mln z 9,2 mln w grudniu.
Jedynym pozytywnym elementem piątkowego raportu Departamentu Pracy jest największy od kwietnia 2006 r. wzrost zatrudnienia w przemyśle. W tej branży przybyło w styczniu 11 tys. miejsc pracy. Produkcja przemysłowa była też najważniejszym czynnikiem wzrostu amerykańskiego PKB aż o 5,7 proc. w czwartym kwartale.