Grecja nie zostanie pozostawiona sama sobie, ale wciąż obowiązują reguły, do których powinna się dostosować – ogłosiła niemiecka kanclerz Angela Merkel. Porozumienie pomocowe zostało wypracowane w wyniku trójstronnych rozmów z udziałem jej, francuskiego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego oraz greckiego premiera Joerjosa Papandreu. Negocjacje te skończyły się wczoraj rano, tuż przed rozpoczęciem brukselskiego szczytu Unii Europejskiej, poświęconego w dużej mierze kryzysowi w Grecji.
[srodtytul]Werbalna interwencja[/srodtytul]
– Kraje strefy euro podejmą zdeterminowaną i skoordynowaną akcję, jeżeli zaistnieje potrzeba zagwarantowania stabilności finansowej w strefie euro jako całości – zapewnił Herman van Rompuy, przewodniczący Rady Europejskiej. Szczegółowy plan pomocy ma zostać przygotowany w poniedziałek przez unijnych ministrów finansów. Wczoraj europejscy przywódcy ograniczyli się więc do politycznej deklaracji.
Ponadto, deklarując wsparcie, wyraźnie stwierdzili, że zostanie ono udzielone, jeśli ateński rząd będzie kontynuował trudny program cięć budżetowych. Tak ogólne zobowiązanie unijnych decydentów zostało źle przyjęte przez rynki żyjące od kilku dni pogłoskami o przygotowywanym planie pomocowym. Po słowach Merkel i van Rompuya indeks DJ Euro Stoxx 50 spadł o 1, 3 proc., a euro osłabiło się wobec 16 głównych walut świata.
Analitycy tłumaczyli te spadki tym, że unijny plan okazał się zagadką. – Wciąż zbyt mało wiemy o tym, jak mogłaby wyglądać ewentualna unijna pomoc. Przecież przywódcy zadeklarowali dotychczas jedynie, że coś zrobią. Ich deklaracja może pomóc Grecji w krótkim terminie, ale nie rozwiąże jej problemów. Nie zmniejszy długu publicznego ani nie poprawi konkurencyjności gospodarki tego kraju – twierdzi w rozmowie z „Parkietem” Paer Magnusson, ekonomista z Danske Banku.