W styczniu sąd federalny w USA rozstrzygnął, że Vivendi było winne aż 57-krotnego wprowadzenia w błąd inwestorów w latach 2000–2002 – w komunikatach firma naginała rzeczywistość, ukrywając swoje problemy z płynnością. Pozew ten miał charakter zbiorowy, a dwie trzecie z powodów pochodziło z Francji. Zdaniem prawników w ramach odszkodowań mogłoby inwestorom przypaść 9,3 mld USD.
Vivendi jednak uważa, że inwestorzy francuscy powinni zostać wykluczeni z grona powodów, m.in. dlatego że we Francji pozwy zbiorowe nie istnieją. Argumentowało, że gracze powinni dochodzić swoich racji przed sądami krajowymi. W zeszłym tygodniu doszło w tej sprawie do przesłuchania.
– Ci akcjonariusze kupowali akcje we Francji, otrzymywali informacje we Francji, działali na gruncie regulacji francuskich. Amerykański system stoi w fundamentalnej sprzeczności z naszym prawem – wskazywał reprezentujący Vivendi prawnik Herve Pisani. – Nie ma czegoś takiego jak naturalna czy pierwsza jurysdykcja. Sąd w Nowym Jorku ma wszelkie kompetencje, żeby rozstrzygać w tej sprawie – argumentował jednak adwokat poszkodowanych Alexis Mourre.
Problemy Vivendi wyszły na jaw w 2002 r., kiedy do dymisji został zmuszony prezes Jean-Marie Messier, po tym jak firma zaczęła notować ogromne straty – największe w historii francuskich firm. Wcześniej Messier wydał 77 mld USD na przejęcia, przekształcając Vivendi z małej spółki wodociągowej w globalnego potentata na rynku mediów. Messierowi, a także Edgarowi Bronfmanowi Jr., który też przez moment kierował Vivendi, nadal grozi proces karny m.in. za manipulację kursem akcji, w którym jako poszkodowany będzie występować też samo Vivendi.
Obecny szef Vivendi Jean-Bernard Levy stwierdził, że spółka będzie bronić się przed wyrokiem sądu z USA, gdyż przy niekorzystnym wyroku ucierpią jej obecni akcjonariusze. Koncern odłożył na odszkodowania z nowojorskiego procesu jedynie 550 mln euro (746 mln USD).