Luka w bilansie handlowym miała się skurczyć m.in. za sprawą spadku cen ropy naftowej, co zmniejsza wartość importu. Rachunek USA za paliwo faktycznie spadł w porównaniu z kwietniem o 5 proc., ale wpływ tego czynnika został zniwelowany przez skok popytu na sprowadzane dobra konsumpcyjne, m.in. auta i odzież. Łącznie import USA skoczył w maju o 2,9 proc. w porównaniu z kwietniem (do 194,5 mld USD), podczas gdy eksport zwiększył się o 2,4 proc. (do 152,3 mld USD).

Ekonomiści wskazują, że pogłębienie się deficytu handlowego może oznaczać, że tempo wzrostu amerykańskiego PKB było w II kwartale niższe, niż dotąd szacowano (dane ukażą się pod koniec lipca). Według Julii Coronado z BNP Paribas gospodarka USA mogła w minionych trzech miesiącach powiększyć się o 2,65 proc. w przeliczeniu na rok, podczas gdy dotychczas bank spodziewał się odczytu na poziomie 2,9 proc.– Wzrost importu nie był spowodowany umocnieniem się dolara w minionych miesiącach – podkreśla Coronado. Wskazuje na to szczególnie silny wzrost deficytu USA w wymianie z Chinami (kurs juana był do niedawna sztywno powiązany z dolarem).

Powiększył się on z 19,3 mld USD w kwietniu do 22,3 mld USD w maju. Aprecjacja dolara, który tylko w maju umocnił się wobec euro o 8 proc., ciąży jednak wyraźnie na amerykańskim eksporcie. Kładzie się to cieniem na planach administracji prezydenta USA Baracka Obamy, aby do 2015 r. podwoić wartość eksportu do około 3,1 bln USD.