To dobitny dowód, że rozwój rynku nieruchomości skutecznie hamują tam wciąż rosnąca liczba wywłaszczeń i wysokie bezrobocie.
W minionym miesiącu Amerykanie kupili o 27,2 proc. mniej używanych domów niż w czerwcu. Ekonomiści spodziewali sie spadku o 13,4 proc. Ten segment to około 90 proc. rynku nieruchomości. Z danych Krajowego Stowarzyszenia Pośredników Nieruchomości wynika, że był to już trzeci z rzędu miesięczny spadek tego rodzaju transakcji. Lipcowe dane potwierdziły też, że ożywienie na tym rynku na początku roku było wynikiem wyłącznie finansowanych z budżetu federalnego ulg podatkowych, a nie poprawy koniunktury. Ulgi te w wysokości 8 tys. USD dla kupującego wygasły z końcem kwietnia i w trzech następnych miesiącach sytuacja systematycznie się pogarszała.
Obserwatorzy tego rynku ostrzegają, że nie ma co liczyć na wzrost sprzedaży przynajmniej do końca bieżącego roku. Przede wszystkim dlatego, że spadają ceny nieruchomości i wielu z tych, którzy mają zdolność kredytową i gotówkę na 20 proc. wymaganej zaliczki, nie kupuje domów teraz, licząc, że za miesiąc czy dwa będą one tańsze. Ceny spadają zaś dlatego, że z jednej strony rośnie podaż w postaci domów przejętych przez banki od właścicieli, którzy nie spłacają kredytów, a z drugiej nie ma co liczyć na ożywienie popytu przy bezrobociu sięgającym 10 proc. W lipcu banki wszczęły ponad 325 tys. procedur wywłaszczeniowych, o 4 proc. więcej niż miesiąc wcześniej.
Nie pomagają rekordowo niskie stopy procentowe. Średnie oprocentowanie 30-letniego kredytu hipotecznego wynosi teraz 4,42 proc. – Popyt jest marny w całym kraju, bo konsumenci nie mają zaufania. Kłopoty w mieszkaniówce potrwają do końca roku, a co będzie później, nie wiadomo – uważa Richard Dugas, prezes Pulte Group, największej pod względem przychodów firmy budowlanej w USA. Nie kryją pesymizmu również ekonomiści. – Uważam, że wciąż jest realna możliwość powtórzenia w USA japońskiego modelu, a więc 10 do 20 lat stagnacji – powiedział David Wyss, główny ekonomista Standard & Poor’s.