Po gwałtownym załamaniu na przełomie 2008 i 2009 r. wydatki konsumpcyjne Amerykanów, odpowiadające za 70 proc. amerykańskiego PKB, zaczęły rosnąć, ale bezprecedensowo wolno. Od połowy 2009 r. do połowy br. powiększały się w średnim rocznym tempie 2,1 proc., w porównaniu z 3,6 proc. w latach 1996-2007. – Ta tendencja może wskazywać na to, co czeka gospodarkę w najbliższych latach – wskazuje Roach na łamach opiniotwórczego portalu Project Syndicate.
- Nietrudno zrozumieć przyczyny tego stanu rzeczy. Amerykanie przez lata żyli ponad stan, zadłużając się pod zastaw drożejących nieruchomości. Gdy bańka na tym rynku pękła, gospodarstwa domowe nie mają wyboru i muszą odbudować swoje bilanse, spłacając nadmiarowe zadłużenie i uzupełniając oszczędności – tłumaczy ekonomista.
Ale zastrzega, że proces naprawy bilansów dopiero się jednak rozpoczął. Zadłużenie gospodarstw domowych w stosunku do ich dochodów do dyspozycji spadło ze 130 proc. w 2007 r. do 115 proc. na początku 2011 r. Ale w ostatnich trzech dekadach XX w. wskaźnik ten wynosił średnio 75 proc., więc powrót do normalności zajmie Amerykanom jeszcze wiele lat.
- Będzie to miało poważne konsekwencje dla perspektyw amerykańskiej gospodarki – wskazuje Roach. Wolniejsze tempo wzrostu wydatków konsumpcyjnych będzie oznaczało także wolniejsze tempo rozwoju całej gospodarki. Jeśli okaże się ono niższe, niż zakłada rząd w swoich prognozach budżetowych, pogłębią się problemy fiskalne Waszyngtonu.