Pierwsza aukcja długu po wygranych przez centroprawicę niedzielnych wyborach parlamentarnych w Hiszpanii przyniosła fatalne wyniki. Rentowność trzymiesięcznych i półrocznych bonów skarbowych przekroczyła 5 proc., podczas gdy na aukcji przeprowadzonej miesiąc wcześniej wyniosła odpowiednio 2,2 oraz 3,3?proc. Rentowność hiszpańskich obligacji dziesięcioletnich zbliżała się we wtorek na rynku wtórnym do 6,6 proc.
– Choć Partia Ludowa Mariano Rajoya zdobyła w wyborach solidną większość, która umożliwi jej przeprowadzenie reform, to nie widać na rynkach śladu ulgi. Przydałoby się mocne przesłanie, które zwiększyłoby zaufanie wobec Hiszpanii – twierdzi Jo Tomkins, strateg z firmy 4Cast. Takiego przesłania jednak nie ma. Inwestorzy chcieliby wiedzieć, jak nowy rząd kierowany przez Rajoya będzie naprawiać finanse publiczne. Ten na razie milczy i wskazuje, że zdradzi szczegóły dopiero wtedy, gdy gabinet zostanie zaprzysiężony. Czyli tuż przed Bożym Narodzeniem.
1,2 bln USD mają wynieść rozpoczynające się w styczniu 2013 r. automatyczne cięcia budżetowe w USA
Nie będzie nasilenia walki
Osuwanie się Hiszpanii w przepaść kryzysu zadłużeniowego to jednak nie tylko wina madryckich polityków, ale również głównych europejskich decydentów. Niepokój inwestorów wywołała między innymi wtorkowa wypowiedź Michaela Meistera, współpracownika niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, parlamentarzysty odpowiadającego za program współrządzącej Niemcami partii CDU. – Musimy bardzo wyraźnie powiedzieć rynkom: jeśli chodzi o ratowanie strefy euro nie ma innej drogi, niż ta, którą idziemy. Nie mamy żadnej bazooki, którą można by nagle wyjąć – mówi Meister.
Wielu ekspertów uważa jednak, że istnieje alternatywa dla obecnej strategii ratowania eurolandu: większe zaangażowanie Europejskiego Banku Centralnego na rynku obligacji (skup za dodrukowane pieniądze).