Wskaźnik pokrycia ofert amerykańskiego długu (tzw. bid-to-cover ratio) nie był tak wysoki?co najmniej od 1992 r., gdy?Waszyngton zaczął publikować takie dane. W ub.r. wyniósł 2,99, rok wcześniej 2,50, a w 2008 r. 2,23.

Rekordowe zainteresowanie inwestorów swoim długiem Waszyngton odnotował 20?grudnia na aukcji czterotygodniowych bonów skarbowych o wartości 30 mld USD. Popyt był ponad dziewięciokrotnie wyższy, choć papiery te mają zerowe oprocentowanie.

– Na całym świecie zdecydowanie zmniejszyła się podaż bezpiecznych aktywów. Amerykańskie obligacje są jednymi z nielicznych wciąż dostępnych – tłumaczy Ira Jersey, strateg rynku pieniężnego w Credit Suisse. – USA odnoszą korzyści z niestabilności światowego środowiska finansowego – zgadza się Scott Graham, szef pionu obligacji skarbowych w domu maklerskim BMO Capital Markets. Popytowi na aukcjach długu USA sprzyjało też to, że w I połowie roku na rynku wtórnym papiery te skupowała agresywnie Rezerwa Federalna.

Choć w sierpniu agencja ratingowa Standard & Poor's odebrała USA najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej, a Waszyngton od trzech lat ma deficyt budżetowy przekraczający 1?bln USD, zainteresowanie amerykańskimi obligacjami doprowadziło do silnego wzrostu ich cen. Na papierach o terminach zapadalności 10 lat i więcej można było w 2011 r. (uwzględniając reinwestowane odsetki) zarobić 25,6 proc. To najwięcej od 1995 r., gdy stopa zwrotu wyniosła 30,7 proc. Ogólnie zaś, jak wynika z indeksu obliczanego przez Bank of America Merrill Lynch, obligacje USA pozwoliły w tym roku zarobić 8,9?proc. Dla porównania, indeks akcyjny S&P 500 oscyluje wokół poziomu z końca 2010 r. Surowcowy indeks CRB stracił około 8 proc., a stopa zwrotu z obligacji korporacyjnych wyniosła około 4,3 proc.