Japońscy pożyczkodawcy mają w swoich portfelach tego rodzaju walory o wartości 151 bilionów jenów (1,5 biliona dolarów) i chciałyby zmniejszyć ryzyko strat na skutek zwiększonych wahań cen i wzrostu rentowności, właśnie z powodu działań rządu i banku centralnego celem pobudzenia inflacji po latach spadku cen konsumpcyjnych.
Jednak gospodarstwa domowe i firmy nie biorą wystarczająco dużo kredytów, dlatego banki rekordowo dużą nadwyżkę depozytów muszą gdzieś lokować. I kupują obligacje rządowe. Tak więc wizja premiera Abe położenia kresu deflacji, pobudzenia popytu na kredyt i wzrostu gospodarczego, zwana Abenomiką, nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Tak uważa Satoshi Yamada, zarządzający Okasan Asset Management, firmy, której klienci powierzyli 11 miliardów dolarów.
- Nie ma innego miejsca niż JGB (obligacje rządu japońskiego –red.), gdzie banki mogłyby ulokować gotówkę – wskazuje Teruyoshi Sotome, strateg Mizuho Securities. Uważa on, że zaczną zwiększać zakupy, kiedy zmniejszy się zmienność cen na rynku.
Bardziej na to narażone są banki regionalne niż duże instytucje, ponieważ mają papiery o dłuższym okresie zapadalności (wykupu). Międzynarodowy Fundusz Walutowy wskazywał niedawno, że popyt na kredyt w rejonach rolniczych może rosnąć zbyt wolno by lokalne banki przestały liczyć na odsetki z papierów wartościowych.
Haruhiko Kuroda, desygnowany na szefa Baku Japonii przez premiera, zwiększa zakupy obligacji rządowych na rynku by osiągnąć wzrost cen konsumpcyjnych na poziomie 2 proc. oraz wzrost dopływu kredytu do gospodarki. Jednakże ta polityka doprowadziła do zwyżki długoterminowych stóp procentowych. Rentowności 10-letnich obligacji rządowych wzrosły z rekordowo niskiego poziomu 0,,315 proc. w kwietniu do 1 proc. w maju.