– Widzieliśmy, jak kryzysy bankowe rozlewają się przez granice, uderzając w nastroje w całej strefie euro. Widzieliśmy, do jakiej skomplikowanej i trudnej sytuacji może doprowadzić upadek transgranicznego banku. Potrzebujemy systemu, który będzie w stanie wykonywać decyzje szybko i efektywnie, systemu wyłączającego wątpliwości co do wpływu ratowania banków na finanse publiczne, systemu z regułami tworzącymi pewność na rynku. Takie elementy zawierają nasze propozycje – twierdzi Michel Barnier, unijny komisarz ds. usług finansowych.
Przedstawiony przez Komisję Europejską plan przewiduje, że Europejski Bank Centralny, jako organ nadzorczy w unii bankowej, przyglądałby się kondycji pożyczkodawców i sygnalizowałby, który z nich wymaga restrukturyzacji. Plany naprawy banków byłyby przygotowane przez Europejską Radę ds. Restrukturyzacji i Uporządkowanej Likwidacji (SRB). W skład tej rady wchodziliby przedstawiciele EBC, KE oraz krajowych nadzorów. SRB przedstawiałaby jednak tylko rekomendacje, a ostateczne decyzje ws. restrukturyzacji i likwidacji banków należałyby do Komisji Europejskiej. Ona decydowałaby też, czy użyć do restrukturyzacji pieniędzy z wartego 60 mld euro specjalnego funduszu zasilanego składkami wpłacanymi przez banki. Samo zadanie restrukturyzacji i likwidacji banków spadłoby na instytucje z krajów członkowskich unii bankowej. Proces ten byłby nadzorowany przez SRB.
Przedstawiony przez KE projekt nie wywołał entuzjazmu w Berlinie. Niemieckiemu rządowi nie podoba się, że banki z RFN musiałyby się składać na pomoc dla banków z południa Europy. Choć cały fundusz pomocowy byłby dosyć skromny, a jego użycie zależne od wielu warunków (m.in. przerzucenia części kosztów pomocy na właścicieli dużych depozytów), Niemcy wskazują, że taka pomoc mogłaby być naruszeniem unijnych traktatów. – Radziłbym Komisji, by była w swej propozycji bardzo ostrożna i trzymała się ograniczonej interpretacji traktatów – mówi Wolfgang Schaeuble, niemiecki minister finansów.