Rezerwy walutowe SNB wynoszą 435 mld franków szwajcarskich, co jest równowartością około 70 proc. PKB Szwajcarii. Wśród nich jest wart 50 mld franków portfel aktywów denominowanych w jenach, koreańskich wonach oraz dolarach singapurskich i australijskich. Aktywa SNB denominowane w tych walutach wzrosły od 2007 r. ponad dwukrotnie. Rezerwy walutowe szwajcarskiego banku centralnego mocno się zwiększały, szczególnie po tym, jak w 2011 r. SNB zaczął interweniować na rynku, by bronić minimalnego kursu franka wobec euro. Bank skupował z rynku głównie aktywa denominowane w euro. To zrodziło potrzebę dywersyfikacji portfela i nabywania większej ilości azjatyckich walut.

Wybór Singapuru jako miejsca działania oddziału SNB mającego zarządzać częścią rezerw walutowych nie powinien dziwić. Singapur jest czwartym pod względem wielkości centrum handlu walutami na świecie. Wyprzedzają go tylko Nowy Jork, Londyn i Tokio. To ważne centrum finansowe dla całego regionu, nazywane „azjatycką Szwajcarią". Część analityków spodziewa się, że Singapur w nadchodzących latach przegoni Szwajcarię i stanie się głównym światowym centrum dla funduszy zarządzających majątkiem.

Singapurski oddział SNB będzie dosyć małą placówką, zatrudniającą początkowo jedynie siedem osób – zarządzających i traderów. – Będzie wspierał nasze całodobowe operacje na rynkach finansowych, gdyby pojawiła się potrzeba obrony minimalnego kursu franka. Znaczenie azjatyckich walut wzrosło i musimy ponownie przemyśleć sposób, w jaki zarządzamy naszym portfelem tych aktywów. Różnica czasu pomiędzy Singapurem a Szwajcarią wynosi sześć godzin. Gdy nasi ludzie zaczynają więc poranną pracę w Zurychu, to już okazuje się, że nie wykorzystali najlepszych okazji – wyjaśnia Thomas Jordan, prezes SNB.