Brytyjska Agencja ds. Handlu i Inwestycji oraz Brytyjsko-Polska Izba Handlowa otworzyły niedawno w Warszawie Brytyjskie Centrum Biznesu, które ma wspierać wzajemną wymianę handlową. To podobno pierwsza taka placówka na świecie. Dlaczego akurat w Polsce?
Wielka Brytania, która nie miała nadwyżki w handlu zagranicznym od połowy lat 90., musi zrównoważyć gospodarkę. To zadanie nabrało wagi po kryzysie, który zahamował wzrost popytu wewnętrznego. Brytyjski rząd chciałby, aby ważnym motorem gospodarki stał się teraz popyt zewnętrzny. Brytyjskie Centra Biznesu to jedno z narzędzi realizacji tego celu. To, że pierwsza taka placówka powstała w Warszawie, nie jest przypadkiem. Do Polski trafia dziś zaledwie 1,5 proc. brytyjskiego eksportu, a przecież to duży rynek, którego znaczenie w Europie będzie rosło.
Inne rynki wschodzące, choćby te azjatyckie i latynoamerykańskie, wydają się atrakcyjniejszymi rynkami zbytu.
W UE, do której trafia ponad połowa brytyjskiego eksportu, Polska wciąż wyróżnia się pozytywną dynamiką rozwoju, nawet jeśli w tym roku nieco ona przyhamowała. Ale prawdą jest też, że Wielka Brytania niedostatecznie dużo eksportuje też do największych gospodarek wschodzących.
Brytyjski rząd ogłosił niedawno, że będzie się starał podwoić wartość eksportu do 2020 r. Gdy w 2010 r. plan podwojenia eksportu w ciągu pięciu lat ogłosił prezydent USA Barack Obama, szybko posypały się zarzuty, że da się to osiągnąć tylko na drodze wojny walutowej lub praktyk protekcjonistycznych. Jak Wielka Brytania zamierza bronić się przed taką krytyką?