Banki z Wall Street skorzystały na koniunkturze na amerykańskim rynku akcji, która sprzyjała też fuzjom i przejęciom, których wartość w pierwszym półroczu osiągnęła poziom około 710 miliardów dolarów, najwyższy od 2011 r. Ich europejscy konkurenci natomiast nadal borykali się ze słabą koniunkturą gospodarczą, która zmniejszyła aktywność korporacji w tej sferze. Spadały też ich dochody z transakcji na rynku papierów o stałym dochodzie.
Jeśli ktoś jest zainteresowany zarabianiem pieniędzy powinien skoncentrować się na obu Amerykach. Tak radzi Jim Amine z Credit Suisse, odpowiadający za bankowość inwestycyjną tej szwajcarskiej instytucji w skali globalnej. Podkreśla, że w Europie prowizje są w trendzie spadkowym, podobnie jest w Azji, natomiast Ameryki zapewniają 58 proc. prowizji inkasowanych przez banki inwestycyjne na świecie.
W pięciu czołowych bankach amerykańskich zajmujących się bankowością inwestycyjną (Bank of America, Citigroup, Goldman Sachs Group, JPMorgan Chase, Morgan Stanley) przychody ze sprzedaży i handlu instrumentami o stałym dochodzie, walutami i surowcami w drugim kwartale wzrosły o 12 proc. W ośmiu czołowych bankach europejskich zajmujących się bankowością inwestycyjną zmniejszyły się one o 8 proc. do 11,3 miliarda dolarów.
Chirantan Barua , analityk Sanford C. Bernstein, zauważa, że banki europejskie większość pieniędzy zarabiają na swoim kontynencie. Jeśli chodzi o aranżowanie ofert akcji w skali globalnej dominują instytucje amerykańskie, które zajmują pięć czołowych miejsc w światowym rankingu. Liderem jest Goldman Sachs. Ich udział zwiększył się z 43 do 44 proc. w pierwszym półroczu.
Europejscy emitenci w drugim kwartale wprawdzie sprzedali obligacje o wartości 567 miliardów dolarów, ale prowizje banków inwestycyjnych z tego tytułu były mniejsze niż połowa tego co zainkasowali ich amerykańscy konkurenci, którzy pośredniczyli w sprzedaży długu w USA o wartości 492 mld dolarów.