Grecja stała się pierwszym w historii państwem rozwiniętym, które nie spłaciło pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Przypadająca na piątek spłata 305 mln euro została przełożona przez grecki rząd na 30 czerwca i zostanie połączona z innymi spłatami należnymi MFW. Grecja zdecydowała się na to, bo negocjacje z UE i MFW utknęły w martwym punkcie. Pomoc dla niej jest zablokowana, a lista „reform" przedstawiona przez wierzycieli została odrzucona przez rząd Aleksisa Ciprasa jako „mało realistyczne ultimatum". Rynek zareagował na to wyprzedażą greckich aktywów. ASE, główny indeks giełdy w Atenach, tracił w piątek po południu ponad 3 proc. Rentowność greckich obligacji dziesięcioletnich skoczyła o 0,5 pkt proc., do ponad 11 proc., a rentowność dwulatek wzrosła do 24 proc. Wiele europejskich indeksów giełdowych lekko traciło w ciągu dnia.
Kwestia techniczna
Komisja Europejska próbowała uspokajać nastroje. Margaritis Schinas, rzecznik KE, przekonywał, że decyzja podjęta przez Grecję mieści się w standardach MFW. 30 lat temu w podobny sposób zachowała się Zambia i nic wielkiego w związku z tym się nie stało. Sprawa przesunięcia spłaty dla MFW jest więc kwestią czysto techniczną. Jak dotąd ze spłatą pożyczek dla MFW spóźniły się 32 kraje. Po raz pierwszy Kuba w 1959 r., po raz ostatni Zimbabwe w 2001 r.
Już wcześniej decydenci z Brukseli sugerowali, że Grecja ma czas na porozumienie z MFW i UE do 30 czerwca, czyli do momentu, w którym chce ona uregulować wszystkie czerwcowe płatności wobec MFW. Trudne negocjacje z Atenami będą więc kontynuowane, zwłaszcza że grecki rząd straszy Brukselę zbliżeniem z Rosją. W piątek po południu premier Cipras rozmawiał telefonicznie z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. Oficjalnie ich konwersacja dotyczyła kwestii energetycznych.
Polityczne zagrożenie
Pole do porozumienia między Grecją a UE i MFW jest niewielkie. Wierzyciele nie chcą słyszeć o redukcji greckiego długu, a jedyne, co mają do zaproponowania Grecji, to takie „reformy" jak obniżka emerytur, podwyżka VAT, zabieranie zasiłków starszym ludziom czy prywatyzacja spółek o strategicznym znaczeniu dla państwa. Gdyby grecki rząd zgodził się wdrożyć te propozycje, złamałby wszystkie swoje najważniejsze obietnice wyborcze. Mogłoby wówczas dojść do buntu części deputowanych rządzącej radykalnie lewicowej partii Syriza. Już teraz krążą pogłoski o możliwych przedterminowych wyborach lub referendum w sprawie polityki oszczędnościowej. Nowe wybory nie ułatwiłyby jednak negocjacji z UE i MFW, a rząd, jaki powstałby po nich, z dużym prawdopodobieństwem nie spodobałby się wierzycielom Grecji.
Przed nieobliczalnymi skutkami przeciągania negocjacji z Grecją przestrzegały Europejczyków już władze USA. W piątek w „Financial Timesie" do wezwań przyłączyła się grupa ekonomistów światowej sławy. Pod listem otwartym wzywającym, by nie dyktować zbyt twardych warunków Grecji, podpisali się m.in. amerykański noblista Joseph Stiglitz i francuska ekonomiczna gwiazda Thomas Pikkety. „Ciągłe koncesje uzyskiwane od greckiego rządu grożą tym, że Syriza straci poparcie i możliwość realizowania programu reform, który wyciągnąłby Grecję z kryzysu. To źle zmuszać Grecję do kontynuacji starego programu, który zawiódł" – piszą ekonomiści.