Finowie wydadzą werdykt na temat strefy euro

Uczestnictwo w unii walutowej jest coraz częściej uznawane za przyczynę, dla której kraj pogrążył się w gospodarczej „straconej dekadzie".

Publikacja: 01.12.2015 15:07

Helsinki – to tu w przyszłym roku odbędzie się parlamentarna debata nad wyjściem kraju ze strefy eur

Helsinki – to tu w przyszłym roku odbędzie się parlamentarna debata nad wyjściem kraju ze strefy euro.

Foto: Archiwum

Ożywienie gospodarcze nie doszło jeszcze do wszystkich krajów z peryferii strefy euro. Gospodarka jednego z nich skurczyła się w trzecim kwartale aż o 0,6 proc. (w porównaniu z drugim kwartałem). Przez ostatnie cztery lata była ona albo pogrążona w recesji, albo znajdowała się na jej krawędzi. Rośnie tam poparcie dla populistycznych partii, a w przyszłym roku parlament ma debatować nad wyjściem kraju ze strefy euro. Grecja? Portugalia? Hiszpania? Nie. To pokazywana krajom południa strefy euro jako wzór do naśladowania Finlandia.

Same innowacje nie wystarczą

Finlandia przeżywa obecnie dłuższy kryzys gospodarczy niż na początku lat 90. i w latach 30. Komisja Europejska prognozuje, że tegoroczny wzrost gospodarczy tego kraju sięgnie zaledwie 0,7 proc. po 0,3 proc. w 2014 r. i spadku PKB o 0,4 proc. w 2013 r. Lepszymi wynikami mogą się pochwalić nawet Francja i Włochy, tradycyjnie uznawane za „chorych ludzi Europy". Sytuacja w Finlandii nie jest tak tragiczna, jak na południu strefy euro (stopa bezrobocia wynosiła w październiku zaledwie 8,7 proc., a dług gospodarstw domowych sięga 66 proc. PKB), ale kraj przez ostatnie kilka lat praktycznie się nie rozwijał. Niektóre wskaźniki gospodarcze – np. spadek zamówień w przemyśle we wrześniu aż o 31 proc. w skali rocznej – sugerują, że Finlandia przechodzi gospodarczą depresję w wersji light.

Dlaczego tak się dzieje? Wszak Finlandia jest uznawana za kraj, który „odrobił lekcje" przed przystąpieniem do strefy euro i uporządkował swoją gospodarkę. Fiński dług publiczny wynosi tylko 62 proc. PKB. Kraj ten był wielokrotnie chwalony za dyscyplinę fiskalną, elastyczność gospodarczą oraz innowacyjność. Jest to jedno z najmniej skorumpowanych państw w Europie posiadające sprawną administrację i dobry system edukacji. W rankingu konkurencyjności Światowego Forum Gospodarczego (WEF) Finlandia zajmuje pierwsze miejsca w takich kategoriach, jak: innowacyjność, ochrona własności intelektualnej, otoczenie prawne czy szkolnictwo wyższe. Wydaje się mieć wszelkie dane, by być europejskim tygrysem gospodarczym. Ale z jakiegoś powodu osiąga rachityczne tempo wzrostu PKB.

Ekonomiści wskazują najczęściej na serię asymetrycznych wstrząsów jako przyczynę tej sytuacji. Takimi wstrząsami był np. upadek marki Nokia, spadek cen drewna na światowych rynkach oraz kryzys gospodarczy w Rosji. Coraz częściej można jednak usłyszeć, że główną przyczyną kłopotów Finlandii jest obecność w strefie euro. W ostatnich latach fińską opinię publiczną zrażało do Eurolandu głównie to, że kraj musiał brać udział w ratowaniu innych państw unii walutowej. Teraz krytyka euro skupia się na tym, że z własną walutą kraj lepiej radziłby sobie w kryzysie.

– Strefa euro nie jest obszarem optymalnej unii walutowej, a ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę z przyczyn naszego kryzysu. Jesteśmy w podobnej sytuacji jak Włochy i straciliśmy jedną czwartą przemysłu. Nasze koszty pracy są zbyt wysokie – twierdzi eurodeputowany Paavo Vayrynen, honorowy przewodniczący partii Centrum. Eurosceptycy lubią porównywać Finlandię z sąsiednią Szwecją, która zachowała własną walutę. O ile szwedzka gospodarka jest obecnie o 8 proc. większa niż przed upadkiem banku Lehman Brothers, o tyle fińska jest o 7 proc. mniejsza.

Finlandia pod pewnym względem jest „laboratorium przyszłości" dla krajów północy strefy euro. Wyniki przeprowadzanych tam „eksperymentów" podważają jednak sens całego projektu wspólnej waluty. – Słaba wydajność oraz starzejąca się populacja zamknięte w strukturach unii walutowej czynią z Finlandii mikrokosmos przyszłych ekonomicznych kłopotów strefy euro. Przyszłość wzrostu gospodarczego w Europie wydaje się być fińska – uważa Karl Whelan, ekonomista z University College Dublin.

Zanim Finlandia znalazła się strefie euro (a wcześniej w mechanizmie kursowym ERM2), też miała problemy z konkurencyjnością swojego eksportu i dużymi kosztami pracy. Zwykle pomagało jej jednak osłabienie marki fińskiej. Teraz jest to niemożliwe, więc fiński rząd sięga po dewaluację wewnętrzną, m.in. zmniejszając prawa pracowników i świadczenia społeczne. Jak na razie niewiele to pomaga w ożywianiu gospodarki, ale za to generuje niezadowolenie społeczne i wzrost nastrojów eurosceptycznych. Po kwietniowych wyborach parlamentarnych w koalicji rządzącej (obok partii Centrum i Narodowej Partii Koalicyjnej) znalazło się ugrupowanie Prawdziwi Finowie, otwarcie kwestionujące sens istnienia strefy euro. Zdobyło ono 19 proc. poparcia w wyborach, co wskazuje, że poglądy niegdyś wywołujące strach establishmentu stają się w Finlandii mainstreamowe. Trudno się jednak temu dziwić, gdyż podobne zmiany zachodziły w ostatnich latach również w innych krajach UE, np. w Polsce czy na Węgrzech, ale również np. w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech.

Powrót do marki?

W przyszłym roku (prawdopodobnie w styczniu) w parlamencie w Helsinkach odbędzie się oficjalna debata na temat wyjścia Finlandii ze strefy euro, czyli Fixitu Parlament zajmie się nią „z automatu", gdyż pod petycją w sprawie przeprowadzenia debaty podpisało się ponad 50 tys. obywateli. Obecny układ sił w parlamencie wyklucza, by przegłosowano wniosek w sprawie referendum dotyczącego wyjścia Finlandii z unii walutowej, ale sama taka debata będzie wydarzeniem bez precedensu. Na coś takiego nie odważyli się nawet Grecy. Jest ona jednak swego rodzaju namiastką historycznej sprawiedliwości. O ile Szwedom i Duńczykom pozwolono wypowiedzieć się w referendach na temat ewentualnego członkostwa ich krajów w unii walutowej (i oba narody odmówiły), o tyle w latach 90. Finów pozbawiono tego demokratycznego przywileju. Ówczesne rządy wskazywały, że referendum byłoby sprawą zbyt ryzykowną, a kwestia głębszego związania się ze strukturami europejskimi jest zbyt ważna, by pytać o nią naród. Władze wskazywały wówczas na rosyjskie niebezpieczeństwo jako powód przyjmowania wspólnej waluty. Instytucje z Brukseli i Frankfurtu miały stać się skuteczną tarczą przeciwko rosyjskiej potędze militarnej. Politycy stosujący te argumenty jednocześnie wskazywali jednak, że nie ma potrzeby, by Finlandia przystępowała do NATO, militarnego sojuszu mogącego w realny sposób wzmocnić zdolności obronne kraju. – Wykorzystywali kartę polityki zagranicznej jako argument za przyjęciem euro. To był ich trik – wspomina Vayrynen.

Obecnie członkostwo w strefie euro popiera ponad 60 proc. Finów, co wcale nie jest złym wynikiem na tle innych państw unii walutowej. Im dłużej będzie trwała gospodarcza „stracona dekada", tym więcej może się jednak pojawić zwolenników powrotu do marki. Ale czy taki powrót jest możliwy? Teoretycznie tak. Fiński eurosceptyczny EuroThinkTank ocenia, że koszty takiej operacji dla gospodarki wyniosłyby 20 mld euro. W długim terminie zostałyby jednak zrekompensowane przez korzyści, takie jak elastyczny kurs narodowej waluty, której deprecjacja zwiększałaby konkurencyjność gospodarki. – Wyjście ze strefy euro nie będzie łatwe, ale musi być postrzegane w kontekście tego, jak mogłoby pomóc wzrostowi gospodarczemu – ocenia Vesa Kanniainen, ekonomista z Uniwersytetu Helsińskiego.

To, na ile powrót do marki fińskiej pomógłby gospodarce Finlandii, jest oczywiście przedmiotem sporu wśród ekonomistów. Część z nich wskazuje na przykład historyczny – wyłamanie się Finlandii ze standardu złota w 1931 r. sprawiło, że kraj przeżył wielki kryzys łagodniej niż inne państwa europejskie. Czy w obecnej sytuacji gospodarczej powrót do marki byłby jednak czynnikiem pozwalającym na rozruszanie fińskiej gospodarki?

– To fakt, własna waluta przydałaby się Finlandii w trudnych czasach, ale całą winą za problemy gospodarcze tego kraju nie obarczałbym przynależności do strefy euro. Na stagnację gospodarczą Finlandii składa się wiele czynników, także tych pozamonetarnych, m.in. wysokie koszty pracy, mocna pozycja związków zawodowych, pogorszenie wymiany handlowej z Rosją oraz kłopoty finansowe i restrukturyzacja Nokii. Gdyby Finowie posiadali własną walutę, skutki trudności gospodarczych zostałyby w jakimś stopniu złagodzone przez dostosowanie jej kursu do sytuacji gospodarczej kraju – mówi „Parkietowi" Michał Borzuchowski, analityk instytucji płatniczej Akcenta. Przypomina on, że euro osłabiło się w ciągu ostatnich lat w stosunku do dolara amerykańskiego, funta brytyjskiego i chińskiego juana, a jednocześnie umocniło się w stosunku do rubla rosyjskiego i korony szwedzkiej. – Bardzo słaby rubel znacznie obniża przychody fińskich eksporterów i zniechęca rosyjskich turystów do odwiedzania Finlandii. Można tylko przypuszczać, że gdyby Finlandia miała niezależną walutę, to w stosunku do niej rubel osłabiłby się trochę mniej i powyższe skutki byłyby mniej dla Finów odczuwalne – uważa Borzuchowski.

Debata na temat euro w Finlandii będzie z pewnością uważnie obserwowana zarówno przez Brukselę, Frankfurt, jak i ruchy eurosceptyczne. To Finowie jako pierwsi mogą uznać, że nie opłaca się kontynuować kontrowersyjnego eksperymentu o nazwie „unia walutowa".

[email protected]

Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?