To olbrzymia kwota, ale wiele wskazuje na to, że przynajmniej na razie nie grozi to katastrofą na miarę tej niedawnej z kredytami hipotecznymi.

Jeszcze dwa lata temu takie zaangażowanie sektora finansowego w energetyczny nie byłoby żadnym zagrożeniem, ale teraz ceny ropy naftowej są o ponad dwie trzecie niższe niż wtedy i dlatego inwestorzy i nadzór rynku zaczynają się zastanawiać, co może się stać, jeśli firmy energetyczne przestaną spłacać swoje długi. Na pewno może to oznaczać kłopoty dla całej gospodarki.

Amerykański sektor finansowy wydaje się jednak przygotowany nawet na najgorszy scenariusz, bo nauczony ostatnim kryzysem niczego nie ukrywa – również pod presją inwestorów. Wiadomo więc, że 123 mld USD to wprawdzie dużo, więcej niż PKB Ekwadoru, ale to zaledwie ułamek całego portfela kredytowego tych banków.

Wiadomo też, że w Wells Fargo aż 76 proc. pożyczek dla firm energetycznych nie ma statusu inwestycyjnego. W JPMorganie, Goldmanie Sachsie i Morganie Stanleyu śmieciówki to 40 proc. kredytów dla firm energetycznych. Analitycy z RBC w niedawnej nocie do klientów uznali jednak, że wciąż są to problemy możliwe do rozwiązania.

JPMorgan poinformował, że zwiększy rezerwy na złe kredyty dla sektora energetycznego o 1,5 mld USD, jeśli ceny ropy naftowej przez półtora roku będą się utrzymywały na poziomie 25 USD.