Włoski rząd sprawdza, czy Brukselę da się pobić

Komisja Europejska liczy, że presja inwestorów obali władze w Rzymie. Włochy uważają jednak, że UE nie pójdzie na całość.

Publikacja: 30.10.2018 14:45

Giuseppe Conte, premier Włoch, gra ostro z Brukselą. Nie chce zmieniać budżetu, który nie podoba się

Giuseppe Conte, premier Włoch, gra ostro z Brukselą. Nie chce zmieniać budżetu, który nie podoba się Komisji Europejskiej.

Foto: Bloomberg

– Nie mamy żadnego planu B w kwestii budżetu. Powiedziałem, że deficyt wynoszący 2,4 proc. PKB jest limitem. Teraz mogę dodać, że jest naszym limitem – stwierdził włoski premier Giuseppe Conte. Mówił o propozycji budżetu swojego kraju na 2019 r. przedłożonej Komisji Europejskiej do oceny. Oceny, która wypadła fatalnie, bo po raz pierwszy w swej historii KE odrzuciła projekt budżetu państwa członkowskiego.

Unijnym decydentom nie spodobało się to, że deficyt finansów publicznych wyniesie 2,4 proc. PKB. Na pierwszy rzut oka nie powinno to Brukseli zdenerwować. Wszak to deficyt mniejszy niż 3 proc. PKB, czyli zgodnie z ogólnymi regułami rządzonymi strefą euro – dopuszczalny. Diabeł jak zwykle tkwi jednak w szczegółach. Komisji Europejskiej nie podoba się to, że obecny włoski rząd (tworzony przez populistyczne partie: Ligę Północną i Ruch Pięciu Gwiazd) nie miał zamiaru trzymać się obietnic swojego centrolewicowego poprzednika, który obiecał wcześniej Brukseli deficyt na poziomie zaledwie 0,8 proc. PKB. Oficjalnie KE jest zaniepokojona tym, że tzw. deficyt strukturalny (nie obejmujący skutków cyklu gospodarczego i zdarzeń jednorazowych) zostanie zwiększony o 0,8 pkt proc., podczas gdy poprzednicy obiecali jego redukcję o 0,6 pkt proc. Wzrost deficytu strukturalnego ma zaś prowadzić do zwiększenia i tak już olbrzymiego włoskiego długu publicznego, który sięgał w zeszłym roku 131,8 proc. PKB.

Włochy nie są jednak pierwszym krajem, który ma problemy z deficytem strukturalnym. W przeszłości KE traktowała państwa członkowskie (Hiszpanię, Francję...) pod tym względem bardzo ulgowo. Czemu więc teraz jest tak ostra wobec Włoch? Nie jest żadną tajemnicą, że obecne władze w Rzymie i w Brukseli za sobą nie przepadają. Włoski rząd ma opinię eurosceptycznego i kłóci się z Unią choćby o politykę imigracyjną.

Komisja Europejska oficjalnie oczekuje, że w ciągu kilku tygodni Włochy przedstawią jej poprawioną wersję propozycji budżetu na 2019 r. Z Rzymu płyną jednak sygnały, że większych zmian nie będzie. Można nieco ściąć wydatki, ale nie za bardzo, bo wówczas kraj wpadnie w recesję. Bruksela nie ma obecnie możliwości szybkiego ukarania za taką niesubordynację. Może zagrać procedurą nadmiernego deficytu, która będzie jednak się ciągnęła przez co najmniej kilkanaście miesięcy. Wielkie grzywny grożące za łamanie zasad dyscypliny budżetowej mogą być więc jedynie odległym mirażem.

Brukseli pozostaje liczyć na to, że wykreowany konflikt z Rzymem wzbudzi niepokój inwestorów, a ci zaczną wyprzedawać włoskie obligacje. Uruchomiona w ten sposób presja uderzy w nielubiany rząd. W 2011 r. tak obalono rząd Silvio Berlusconiego – a przynajmniej zasugerował to w swoich wspomnieniach Lorenzo Bini-Smaghi, były członek zarządu Europejskiego Banku Centralnego, a obecnie przewodniczący grupy Societe Generale.

Ratunek dla banków?

Rentowność włoskich obligacji dziesięcioletnich przekraczała pod koniec zeszłego tygodnia 3,5 proc. Na koniec kwietnia wynosiła jedynie 1,8 proc. W tym czasie różnica między rentownością włoskich i niemieckich dziesięciolatek zwiększyła się ze 123 do 312 pkt bazowych. To wciąż o wiele niższy poziom niż w listopadzie 2011 r., gdy spread ten dochodził do 553 pkt baz. Tym razem „próg bólu" może się okazać jednak niższy niż siedem lat temu. W pierwszej kolejności mogą go odczuć włoskie banki, które sporą część swojego kapitału mają w obligacjach swojego kraju. Zagrożeni mogą być też ubezpieczyciele. Samo towarzystwo Generali posiada włoski dług wart około 60 mld euro.

– Aktywa banków automatycznie to odczują, jeśli spread zbliży się do 400 pkt baz. i w konsekwencji będzie potrzebna rekapitalizacja – przyznał w wywiadzie dla telewizji RAI Giancarlo Giorgetti, najbliższy doradca wicepremiera Matteo Salviniego. Analitycy Societe Generale wyliczyli, że każdy wzrost o 100 pkt baz. spreadu pomiędzy rentownościami włoskich i niemieckich dziesięciolatek zmniejszy współczynniki kapitałowe core Tier 1 (kapitał najwyższej jakości do aktywów ważonych ryzykiem) włoskich banków o jakieś 21–26 pkt baz. Przekroczenie przez spread poziomu 400 pkt baz. prawdopodobnie będzie więc oznaczało konieczność rekapitalizacji słabszych banków takich jak Monte dei Paschi di Sienna. Spread powyżej 500 pkt baz. będzie już oznaczał kłopoty większej liczby pożyczkodawców. Obawy o sektor bankowy dają już o sobie znać wśród bogatszych Włochów. Firmy zarządzające aktywami dostają od nich zapytania dotyczące otwierania kont w Szwajcarii.

Według doniesień brytyjskiego dziennika „The Telegraph" włoski rząd już się przygotowuje na możliwy kryzys bankowy. Tworzy plany szybkiej rekapitalizacji banków, podobnej do programu TARP wdrożonego w USA w 2008 r. – Rząd będzie gotowy do natychmiastowej interwencji, jeśli będzie ona potrzebna. Nie będziemy czekać bezczynnie przez kilka miesięcy, jak to robił gabinet Matteo Renziego w przypadku ratowania Monte dei Paschi di Sienna – zapewnił Giorgetti. Wtórował mu później wicepremier Salvini, informując na czwartkowej konferencji w Weronie, że ewentualna nowa pomoc udzielona bankom będzie różniła się od poprzednich interwencji.

We włoskim rządzie panuje na razie przekonanie, że nie wolno „kapitulować" przed Brukselą, gdyż pójście na ustępstwa uniemożliwi Włochom prowadzenie suwerennej polityki gospodarczej. – Jesteśmy ostatnią linią obrony praw socjalnych narodu włoskiego. Jeśli się poddamy, zobaczymy powrót „ekspertów" przyjaźnie nastawionych do banków i popierających fiskalne zaciskanie pasa – przekonuje wicepremier Luigi di Maio, przywódca Ruchu Pięciu Gwiazd. – Bruksela może wysyłać nam swoje głupie listy aż do świąt Bożego Narodzenia. Nasz budżet się nie zmieni. Dżentelmeni spekulanci będą musieli się do tego przyzwyczaić, bo nie uciekniemy. Jeśli Bruksela wciąż będzie wymierzała nam policzki, będzie mnie bardziej kusiło, by dać więcej pieniędzy narodowi włoskiemu – zapowiada wicepremier Salvini.

Czy Włochy są jednak w stanie iść na konfrontację, skoro w przyszłym roku mają do zrolowania bądź spłacenia zadłużenie warte około 400 mld euro? Od stycznia zabraknie wsparcia dla Włoch w postaci zakupów obligacji realizowanych przez Europejski Bank Centralny. To tworzy warunki do dalszego wzrostu rentowności włoskiego długu i większej presji na tamtejszy system finansowy. – Sytuacja na rynku musi się najpierw pogorszyć, tak by powstała presja zmuszająca rząd do zmiany kursu i retoryki w kwestii polityki fiskalnej – prognozuje Silvia Ardagna, strateg z Goldman Sachs.

Igranie z ogniem

Liczenie na to, że rynek zmusi włoski rząd do spełniania życzeń Brukseli, może się jednak okazać bardzo niebezpieczną strategią. Włochy to nie mała Grecja. To trzecia pod względem wielkości gospodarka strefy euro. Jej kłopoty będą problemem również całego Eurolandu. Włoski kryzys zadłużeniowy i bankowy uderzyłby również w pożyczkodawców z innych państw Europy. Według danych Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA) na koniec 2017 r. francuskie banki miały w swoich portfelach włoski dług wart 44 mld euro, a hiszpańskie – wart 29 mld euro. Dane Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) mówią natomiast, że francuskie banki są zaangażowane we włoskie aktywa warte ponad 300 mld USD. Warto również pamiętać o 492 mld euro, jakie Bank Włoch jest winny innym bankom centralnym Eurosystemu w ramach systemu rozliczeń płatności Target2. Gdyby obie strony zagrały na ostro, cała strefa euro by się zachwiała.

Na razie Bruksela spodziewa się, że prędzej czy później Rzym się przed nią ugnie. Władze w Rzymie sądzą jednak, że unijni decydenci nie odważą się zbyt mocno uderzyć z obawy przed stabilnością strefy euro. Przykład Grecji nauczył ich, by nie ufać brukselsko-berlińskim receptom antykryzysowym. – Oni grożą finansowym zniszczeniem rządom, które źle się zachowują. Odcinają dostęp do finansowania i zabijają system bankowy. Tworzą kryzys na rynku obligacji. Dokładnie to się wydarzyło we Włoszech w 2011 r. – wspomina Athanasios Orphanides, były prezes Banku Cypru i zarazem były członek Rady Prezesów EBC.

Włoski rynek akcji (na którym silną pozycję mają papiery banków) może więc czekać w nadchodzących miesiącach spora huśtawka. FTSE MIB, główny indeks giełdy mediolańskiej, stracił od początku roku już prawie 15 proc. i wrócił na poziom z pierwszych miesięcy 2017 r. Próba sił Rzymu z Brukselą nie wróży optymistycznie dla włoskiej giełdy. No chyba że Włosi czymś rynki pozytywnie zaskoczą. A z nimi przecież nigdy nic nie wiadomo.

Gospodarka światowa
Jak Asadowie okradali kraj i kierowali rodzinnym kartelem narkotykowym
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy