– Nie mamy żadnego planu B w kwestii budżetu. Powiedziałem, że deficyt wynoszący 2,4 proc. PKB jest limitem. Teraz mogę dodać, że jest naszym limitem – stwierdził włoski premier Giuseppe Conte. Mówił o propozycji budżetu swojego kraju na 2019 r. przedłożonej Komisji Europejskiej do oceny. Oceny, która wypadła fatalnie, bo po raz pierwszy w swej historii KE odrzuciła projekt budżetu państwa członkowskiego.
Unijnym decydentom nie spodobało się to, że deficyt finansów publicznych wyniesie 2,4 proc. PKB. Na pierwszy rzut oka nie powinno to Brukseli zdenerwować. Wszak to deficyt mniejszy niż 3 proc. PKB, czyli zgodnie z ogólnymi regułami rządzonymi strefą euro – dopuszczalny. Diabeł jak zwykle tkwi jednak w szczegółach. Komisji Europejskiej nie podoba się to, że obecny włoski rząd (tworzony przez populistyczne partie: Ligę Północną i Ruch Pięciu Gwiazd) nie miał zamiaru trzymać się obietnic swojego centrolewicowego poprzednika, który obiecał wcześniej Brukseli deficyt na poziomie zaledwie 0,8 proc. PKB. Oficjalnie KE jest zaniepokojona tym, że tzw. deficyt strukturalny (nie obejmujący skutków cyklu gospodarczego i zdarzeń jednorazowych) zostanie zwiększony o 0,8 pkt proc., podczas gdy poprzednicy obiecali jego redukcję o 0,6 pkt proc. Wzrost deficytu strukturalnego ma zaś prowadzić do zwiększenia i tak już olbrzymiego włoskiego długu publicznego, który sięgał w zeszłym roku 131,8 proc. PKB.
Włochy nie są jednak pierwszym krajem, który ma problemy z deficytem strukturalnym. W przeszłości KE traktowała państwa członkowskie (Hiszpanię, Francję...) pod tym względem bardzo ulgowo. Czemu więc teraz jest tak ostra wobec Włoch? Nie jest żadną tajemnicą, że obecne władze w Rzymie i w Brukseli za sobą nie przepadają. Włoski rząd ma opinię eurosceptycznego i kłóci się z Unią choćby o politykę imigracyjną.
Komisja Europejska oficjalnie oczekuje, że w ciągu kilku tygodni Włochy przedstawią jej poprawioną wersję propozycji budżetu na 2019 r. Z Rzymu płyną jednak sygnały, że większych zmian nie będzie. Można nieco ściąć wydatki, ale nie za bardzo, bo wówczas kraj wpadnie w recesję. Bruksela nie ma obecnie możliwości szybkiego ukarania za taką niesubordynację. Może zagrać procedurą nadmiernego deficytu, która będzie jednak się ciągnęła przez co najmniej kilkanaście miesięcy. Wielkie grzywny grożące za łamanie zasad dyscypliny budżetowej mogą być więc jedynie odległym mirażem.