Do 29 marca, czyli oficjalnie wyznaczonej daty wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, jest coraz mniej czasu, a wygląda na to, że niepewność związana z brexitem ani trochę się nie zmniejszyła. Plan B przedstawiony w poniedziałek w parlamencie przez brytyjską premier Theresę May niewiele się różnił od planu A (umowy wynegocjowanej z UE), która została odrzucona ogromną większością głosów przez ten sam parlament. Rząd zarzeka się, że nie chce opóźniać brexitu i nie chce drugiego referendum w sprawie wyjścia z UE. Ale dlaczego mielibyśmy się przejmować słowami zawodowych polityków? Rynek zachowuje się przecież tak, jakby nie zwracał na nie uwagi. Na początku stycznia za 1 funta płacono około 1,10 euro. W połowie tego tygodnia kurs zbliżał się już do 1,15 euro i był najwyższy od listopada. Część inwestorów z rynku walutowego podejrzewa więc, że do żadnego twardego brexitu nie dojdzie. Premier May nigdy przecież nie ukrywała, że sprzeciwiała się wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Jej kanclerz skarbu Philip Hammond podczas niedawnej telekonferencji z przedstawicielami wielkiego biznesu uspokajał ich, że rząd nie będzie przeszkadzał grupie deputowanych chcących przepchnąć uchwałę przedłużającą procedurę wyjścia z UE (tzw. procedurę z artykułu 50.) o kilka miesięcy. To wydaje się być obecnie najrozsądniejszym rozwiązaniem, gdyż nawet twardy brexit wymaga długich przygotowań.
Przyjąć taki scenariusz mogłaby też Unia Europejska. – Oczywiście jesteśmy w stanie to przedyskutować. Pytają mnie państwo o możliwe przesunięcie brexitu. To możliwy scenariusz, ale dwie rzeczy są wymagane. Po pierwsze, potrzebujemy jednomyślności. Nie jestem w tej kwestii zaniepokojony, gdyż jak dotąd mamy 27 państw, które są prawdziwą jednością i nie spodziewam się, by to się zmieniło. Po drugie, potrzebujemy powodu do przedłużenia procedury. Musimy wiedzieć, dlaczego ją przedłużać, jaki jest plan. Piłka jest z pewnością po stronie brytyjskiej – stwierdził Pierre Moscovici, unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych. No oczywiście wiele będzie zależało od tego, czy jakiś numer Brytyjczykom będzie chciał wyciąć francuski prezydent Emmanuel Macron, czy też będzie tak zajęty wewnętrznymi problemami Francji, że tym razem odpuści...
W stronę drugiego referendum?
Bruksela najchętniej przyjęłaby scenariusz, w którym dochodzi do rozpisania drugiego referendum w sprawie brexitu. – Łączy nas tak wiele i wszyscy bronimy liberalnej demokracji. O wiele lepiej jest, by Wielka Brytania pozostała w UE. Jeśli jedynym sposobem na wyjście z tego zamieszania jest drugie referendum, to czemu nie? Miałoby ono pełną legitymację – powiedział komisarz Moscovici. Jego słowa są zgodne z dotychczasową praktyką w UE. Gdy w 2008 r. Irlandczycy opowiedzieli się w referendum za odrzuceniem traktatu lizbońskiego, kazano im w 2009 r. głosować ponownie (tak żeby traktat w końcu przyjęli). Gdy w 2015 r. Grecy zdecydowanie odrzucili w referendum politykę gospodarczą narzuconą im przez UE i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, po prostu wymuszono na greckim rządzie, by nadal trzymał się tej polityki. Wielka Brytania jest oczywiście państwem silniejszym niż Grecja czy Irlandia i nie można na niej wymusić cofnięcia brexitu, ale można jej zostawić furtkę w postaci drugiego referendum. Zarówno w rządzącej Partii Konserwatywnej, jak i w opozycyjnej Partii Pracy są zwolennicy takiego rozwiązania. Jeśli jeszcze nie złożyli projektu uchwał w tej sprawie, to pewnie dlatego, że chcą grać na czas, aż idea powtórnego głosowania zyska bardziej na popularności.
Najbardziej prawdopodobny scenariusz przewiduje obecnie, że w Izbie Gmin zostanie złożony wniosek o przesunięcie procedury z artykułu 50. o kilka miesięcy. Według dziennika „The Telegraph" nad opóźnieniem brexitu pracuje nieformalna grupa złożona z pięciu ministrów (m.in. kanclerza skarbu Philipa Hammonda i Grega Clarka, sekretarza ds. biznesu) oraz 15 wiceministrów. Sama pani premier jak na razie nie daje po sobie poznać, że ich poprze, ale przejście takiego wniosku w parlamencie byłoby dla niej bardzo wygodne. Nie była ona przecież zwolenniczką brexitu. Wniosek mógłby zyskać przychylność sporej części opozycji. Przedłużenie procedury wyjścia z UE dałoby rządowi możliwość wynegocjowania lepszych warunków w kwestii m.in. granicy z Irlandią.