Mediana prognoz ekonomistów według ankiety „Parkietu” wskazywała na wzrost o 1,6 proc. r./r. Można mówić więc o bardzo pozytywnym zaskoczeniu. Żadna z prognoz nawet nie zbliżyła się do odczytu 4,7 proc. podanego przez GUS (najwyższa zakładała wzrost o 3 proc.).
Na tak solidny wzrost rok do roku tylko częściowo wpłynął efekt kalendarzowy. Z danych GUS wynika, że po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, produkcja urosła o 3,9 proc. rok do roku. Względem września w październiku produkcja przemysłowa urosła aż o 4,6 proc. (po odsezonowaniu). – W historii danych, którymi dysponujemy, tylko pięć razy odnotowano tak silny wzrost produkcji miesiąc do miesiąca i był on wówczas powiązany głównie ze znoszeniem obostrzeń w trakcie pandemii Covid-19 – zauważa Krystian Jaworski, ekonomista Credit Agricole.
Dane GUS o produkcji przemysłowej dają nieco nadziei, że przemysł w Polsce wydobywa się ze stagnacji. Odsezonowany indeks produkcji znalazł się na nowym maksimum wszech czasów. „Produkcję przemysłową w październiku wyrwało z butów – wystarczył jeden miesiąc, żeby zakończyć i przebić trzy lata flauty” – pisali na platformie X ekonomiści Banku Pekao. Odczyt produkcji przemysłowej był tak dobry, że na X wyrazy radości dali m.in. premier Donald Tusk i minister finansów Andrzej Domański. „Wreszcie!”, „Przyspieszamy” – komentowali. I oby była to prawda, a nie wyłącznie jednorazowy wyskok.
W ostatnich kwartałach cierpiały przede wszystkim branże eksportowe. To efekt przedłużającej się dekoniunktury w przetwórstwie w strefie euro, w tym w Niemczech. Wprawdzie odczyt PMI dla polskiego przemysłu za październik (49,2 pkt) był najlepszy od 2,5 roku (acz nadal wykazywał m.in. spadek zamówień), niemniej już wstępne dane za listopad ze strefy euro, w tym Niemiec – bardzo słabe.