Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku: Ożywienie w nietypowych warunkach

Polska gospodarka nie funkcjonowała jeszcze w warunkach tak ciasnego rynku pracy. To utrudnia ocenę, jak ożywienie wzrostu w najbliższych latach wpłynie na inflację – mówi Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku.

Publikacja: 14.03.2024 06:00

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym wydaniu „Prosto z parkietu” był Marcin Mazurek, główny eko

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym wydaniu „Prosto z parkietu” był Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku. Fot. mat. prasowe

Foto: parkiet.com

Z początkiem kwietnia stawka VAT na podstawowe artykuły żywnościowe wróci do 5 proc. Czy to oznacza, że ceny żywności wzrosną z dnia na dzień właśnie o 5 proc.?

Nie wiem, czy przełożenie tego podatku na ceny będzie pełne. Z uwagi na wojnę cenową, którą teraz obserwujemy, przynajmniej w niektórych sklepach raczej pełnego przełożenia nie będzie. Ale ceny na półkach na pewno wzrosną. A to oznacza, że o ile w marcu inflacja będzie w celu NBP, bo prawdopodobnie wyniesie 2,5 proc. rok do roku, to w kwietniu już nie będzie właśnie przez wzrost cen żywności. Inflacją w celu będziemy się cieszyć tylko przez miesiąc.

W kolejnych miesiącach największy wpływ na ścieżkę inflacji będą miały decyzje rządu dotyczące odmrażania cen nośników energii. Jaki jest najbardziej prawdopodobny scenariusz?

Sądzę, że jeśli rząd zdecydował się na przywrócenie do normy VAT-u na żywność, to zdecyduje się też na jakieś podwyżki cen energii. Ceny hurtowe zbliżyły się bardzo do ceny, którą dziś płaci większość gospodarstw domowych. Gdyby to wygaszenie tarczy energetycznej odpowiednio zaplanować albo na przykład zmienić taryfy już od lipca, to być może okazałoby się, że podwyżki cen są niewielkie. Taki skok inflacji, który założył NBP w scenariuszu pełnego wygaszenia tarcz antyinflacyjnych i powrotu cen energii do poziomu zgodnego z dzisiejszą taryfą, jest nierealistyczny. Zakładam, że ceny nośników energii – bez paliw – wzrosną w lipcu o 5 proc.

Jaka byłaby w takim przypadku inflacja w drugiej połowie roku? W scenariuszu NBP, zakładającym wygaszenie tarczy, ceny nośników energii rosną o ponad 20 proc. rok do roku, a inflacja w IV kwartale sięga około 8,5 proc. rocznie.

Nasza aktualna prognoza wskazuje na inflację w okolicy 7 proc. na koniec roku. Wynik powyżej 8 proc. jest nieosiągalny moim zdaniem. Ale też to są w pewnym sensie niuanse. Wydaje się, że dla Rady Polityki Pieniężnej kluczowa jest dzisiaj trajektoria inflacji. To zmiana w stosunku do poprzedniego roku, gdy RPP koncentrowała się na bieżącej inflacji. Z tej perspektywy inflacja jest dziś w celu NBP.

Prezes NBP Adam Glapiński na ostatniej konferencji prasowej akcentował to, że do ostrożności RPP skłania wzrost inflacji spowodowany ewentualnym wygaszeniem tarcz antyinflacyjnych. Tymczasem projekcja NBP sugeruje, że szybkie wygaszenie tarcz i spowodowany tym krótki skok inflacji zwiększałby szansę na powrót inflacji do celu w kolejnych latach.

Całe piękno tej projekcji polega na tym, że może ona uzasadnić w zasadzie każdy ruch w polityce pieniężnej. Z jednej strony RPP może skupić się na bliskim horyzoncie, gdy będzie widać efekty wygaszenia tarcz. W tej optyce inflacja rośnie z okolicy celu NBP do 6–7 proc., czyli istotnie. RPP mogłaby argumentować, że to jest groźne. Z drugiej strony ta sama projekcja wskazuje, że jeśli taki scenariusz się zrealizuje, to w średnim terminie, który powinien być dla RPP najważniejszy, inflacja będzie niższa niż w scenariuszu alternatywnym, zakładającym przedłużenie tarcz.

Co zrobi RPP w pańskim scenariuszu, w którym tarcza energetyczna jest stopniowo wygaszana i inflacja przyspiesza do około 7 proc. do końca roku?

Nic nie zrobi, utrzyma stopy na bieżącym poziomie, czyli 5,75 proc. To jest dziś dominująca prognoza, ale nasz scenariusz jest mimo wszystko dość nietypowy na tle większości. Wyróżnia się nie tylko samym poziomem inflacji na koniec roku, ale bardziej trajektorią inflacji bazowej (bez cen nośników energii i żywności – red.). Zakładamy, że inflacja bazowa nie będzie w trendzie spadkowym, tylko w pewnym momencie zawróci do góry. Jak dotąd ścieżkę inflacji bazowej dość dobrze pozwalał przewidzieć poziom wykorzystania mocy wytwórczych w gospodarce. Tymczasem tych wolnych mocy za bardzo nie ma, a wybiegając w przyszłość, będzie ich jeszcze ubywało, bo w gospodarce pojawi się dodatkowy popyt. W takich warunkach inflacja bazowa będzie miała tendencje do przyspieszania, choć trudno ocenić, jak bardzo, bo nasza gospodarka nie funkcjonowała nigdy w warunkach tak ciasnego rynku pracy.

Ożywienie gospodarcze napędzane wzrostem konsumpcji sprawi, że pojawi się presja popytowa na ceny?

Dyskusja o ożywieniu gospodarczym i jego wpływie na inflację rzeczywiście jest zdominowana przez konsumpcję. Prognozy wzrostu konsumpcji trochę się różnią w zależności od tego, jakie ich autorzy mają zdanie na temat stopy oszczędności, ale to nie są różnice bardzo duże. Natomiast zapominamy, że są jeszcze inne elementy popytu wewnętrznego. Czarnym koniem w 2024 roku i 2025 roku będą moim zdaniem inwestycje. W momencie, kiedy gospodarka jest ograniczona podażowo, każdy dodatkowy element popytu wewnętrznego powoduje, że firmy konkurują o te same zasoby, czyli w tym przypadku o pracowników, więc to przekłada się na wzrost płac, a z kolei wzrost płac zwiększa siłę nabywczą konsumentów.

Profesor Przemysław Litwiniuk, członek RPP, powiedział we wtorek, że w negatywnym scenariuszu do pomyślenia jest podwyżka stóp procentowych. Czy wasz scenariusz, w którym inflacja bazowa zaczyna przyspieszać, nie uzasadniałby takiej decyzji?

W naszym scenariuszu inflacja zbiega jednak do celu NBP. Nie zakładamy eksplozji inflacji, na którą RPP będzie musiała reagować. Utrzymując stopy procentowe na obecnym poziomie, Rada uruchamia kanał kursowy, który działa dezinflacyjnie. Oczywiście można argumentować, że to tłumi też ożywienie gospodarcze. Gospodarka będzie rosła wolniej, niż mogłaby przy słabszym kursie. Ale pamiętajmy, że w najbliższych dwóch, trzech latach do Polski będzie napływało bardzo dużo funduszy z UE. To będzie się działo niejako poza standardowym cyklem. Sądzę, że w takich warunkach 3–4-proc. wzrost PKB może wciąż nie być proinflacyjny.

Gospodarka krajowa
Niepokojąca stagnacja w inwestycjach
Gospodarka krajowa
Ekonomiści obniżają prognozy PKB
Gospodarka krajowa
Sprzedaż detaliczna niższa od prognoz. GUS podał nowe dane
Gospodarka krajowa
Słaba koniunktura w przemyśle i budownictwie nie zatrzymała płac
Gospodarka krajowa
Długa lista korzyści z członkostwa w UE. Pieniądze to nie wszystko
Gospodarka krajowa
Firmy najbardziej boją się kosztów