Narodowy Bank Polski potwierdził w poniedziałek to, na co wskazywały już publikowane wcześniej dane GUS: do spadku inflacji w czerwcu do 11,5 proc. rok do roku z 13 proc. w maju przyczynił się nie tylko wolniejszy wzrost lub nawet spadek cen paliw, nośników energii i żywności, ale też wolniejszy wzrost towarów i usług z pozostałych kategorii.
Zanim GUS podał wstępny szacunek inflacji w czerwcu ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści przeciętnie oceniali, że inflacja bazowa zwolniła do 11,3 proc. Gdy okazało się, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), czyli główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w minionym miesiącu o 11,5 proc. rok do roku zamiast o 11,6 proc., ekonomiści obniżyli jednak szacunki inflacji bazowej właśnie do 11,1 proc.
NBP publikuje cztery miary inflacji bazowej. Najwięcej uwagi ekonomistów przyciąga zwykle wskaźnik CPI po wyłączeniu cen energii, paliw i żywności. Trzy pozostałe miary w czerwcu również zmalały Najbardziej, z 12,1 proc. rok do roku do 10,3 proc., spadła dynamika CPI po wyłączeniu cen administrowanych. Z kolei CPI po wyłączeniu cen najbardziej zmiennych, który rok do roku wzrósł najbardziej (o 14,4 proc.) o zmalał w stosunku do maja (o 0,1 proc.). To, jak zauważyli ekonomiści z banku PKO BP, pierwsza od wybuchu wojny w Ukrainie miesięczna zniżka którejkolwiek z miar inflacji bazowej. Główna miara wzrosła jednak o 0,3 proc. w stosunku do maja – od 2000 r. tylko cztery razy jej czerwcowa zwyżka była większa.
Spadek inflacji bazowej teoretycznie wskazuje na to, że do wyhamowania inflacji ogółem przyczynią się nie tylko normalizacja cen surowców, ale też wygasanie krajowej (związanej z popytem oraz sytuacją na rynku pracy) presji na wzrost cen. Ekonomiści mają jednak co do tego wątpliwości. W większości uważają, że inflacja bazowa okaże się bardziej uporczywa niż inflacja ogółem, szczególnie, jeśli Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje się wkrótce na obniżkę stóp procentowych, co jest scenariuszem powszechnie oczekiwanym na rynku finansowym.