Wydatki zbrojeniowe: oliwa czy piach w tryby gospodarki?

Znaczący wzrost nakładów na obronność nie będzie impulsem rozwoju gospodarki. Jako taki nie usprawiedliwia znaczącego wzrostu zadłużenia kraju. Takie wnioski płyną z naszej sondy wśród ekonomistów.

Publikacja: 28.05.2023 21:00

Wydatki zbrojeniowe: oliwa czy piach w tryby gospodarki?

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

Nakłady Polski na zbrojenia sięgną w tym roku 4,3 proc. PKB przy założeniu, że wzrost PKB okaże się zgodny z prognozami Międzynarodowego Funduszu Walutowego (0,3 proc. w ujęciu realnym i około 12 proc. w ujęciu nominalnym) – oszacował niedawno niemiecki think tank Ifo. Przewidywania MFW należą do ostrożnych, co oznacza, że ostatecznie wydatki na obronność w stosunku do PKB mogą się okazać nieco niższe. Sam rząd planuje, że sięgną one w br. 3 proc. PKB. Ale nawet w takim przypadku pod względem wzrostu wydatków na zbrojenia – a także ich poziomu – Polska będzie wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wśród liderów NATO. W 2021 r. wydatki te wynosiły nad Wisłą 2,2 proc. PKB, w ciągu dwóch lat zwiększą się więc o co najmniej 1 proc. PKB. Z wyliczeń Ifo wynika zaś, że w żadnym spośród 30 pozostałych państw należących lub kandydujących do sojuszu północnoatlantyckiego wzrost nakładów na zbrojenia w tym okresie nie przekroczy nawet 1 proc. PKB. A z wyjątkiem USA i Grecji, których wydatki zbrojeniowe akurat maleją, żaden kraj nie przeznaczy na ten cel więcej niż 3 proc. PKB.

Czy tak gwałtowny wzrost wydatków na wzmocnienie wojska jest uzasadniony? W kontekście toczącej się w Ukrainie wojny to kłopotliwe i kontrowersyjne pytanie. Z cyklicznych badań prowadzonych przez NATO wynika jednak, że opinia publiczna w Polsce nie jest co do tego przekonana. Około 38 proc. ankietowanych w listopadzie ub.r. Polaków uważało, że wydatki na obronność należy jeszcze zwiększać, a 42 proc. opowiadało się za ich utrzymaniem. W wielu krajach sojuszu, szczególnie w tych, gdzie wydatki na obronność są poniżej 2 proc. PKB – czyli poziomu, do którego zobowiązały się kraje NATO – poparcie dla ich zwiększenia jest sporo większe, niekiedy przewyższa 50 proc. Te wyniki należy jednak traktować z pewną ostrożnością, bo opinia publiczna może nie mieć pełnej wiedzy o tym, ile rządy na obronność faktycznie wydają.

Koszty, a nie zyski

Niezależnie od tego, czy podwojenie wydatków na zbrojenia w bardzo krótkim czasie jest najlepszą drogą do wzmocnienia potencjału militarnego Polski, jasne jest, że będzie miało także konsekwencje gospodarcze. O ich ocenę poprosiliśmy uczestników panelu ekonomistów „Parkietu”. Zapytaliśmy ich m.in. o to, czy takie zwiększenie nakładów na zbrojenia, jakiego oczekuje w Polsce monachijski think tank, będzie ważnym kołem zamachowym gospodarki. Gdyby tak było, wydatki te mogłyby się w jakimś stopniu same finansować: szybszy wzrost gospodarczy wpływałby bowiem pozytywnie na wpływy podatkowe, a wyższy nominalny PKB obniżałby relatywną wysokość tych wydatków. Aż 74 proc. spośród 31 ekonomistów, którzy wzięli udział w naszej sondzie, wątpi jednak w to, aby zwiększone nakłady zbrojeniowe mogły stanowić silny impuls rozwojowy.

Tylko jeden z uczestników ankiety ma co do tego silne przekonanie. – Przygniatająca część dodatkowych zakupów pochodzić będzie z importu, będzie raczej obciążeniem dla gospodarki niż impulsem rozwoju – mówi prof. dr hab. Witold Orłowski, wykładowca Akademii Vistula i Politechniki Warszawskiej, odnosząc się do tego, że zwiększone wydatki zbrojeniowe będą negatywnie wpływały na saldo wymiany handlowej Polski. Prof. Grzegorz Gorzelak z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN dodaje, że wysiłek zbrojeniowy byłby silniejszym impulsem, gdyby dodatkowe wydatki były w znaczniej części kierowane do polskich przedsiębiorstw i placówek badawczych, nie zaś przeznaczane na zakupy gotowego sprzętu z zagranicy. Tak się jednak prawdopodobnie nie stanie, bo w krótkim okresie potencjału wytwórczego rodzimego sektora zbrojeniowego nie da się szybko zwiększyć. – Często koszty związane z utrzymaniem i modernizacją sił zbrojnych mogą wywierać presję na budżet państwa, co może prowadzić do ograniczeń inwestycyjnych w innych obszarach, takich jak nauka, edukacja, ochrona zdrowia czy infrastruktura. Już dzisiaj to widzimy, a wydatki zbrojeniowe są dopiero planowane – zauważa z kolei dr hab. Łukasz Goczek, profesor na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW. Jak jednak zastrzega, brak korzystnego wpływu nakładów na zbrojenia na gospodarkę nie oznacza, że nie warto tych nakładów ponosić.

Oprócz uzupełnienia uzbrojenia program wzmocnienia polskiego wojska przewiduje znaczący wzrost liczby żołnierzy: do 300 tys. z około 160 tys. na koniec ub.r. Ten cel ma zostać osiągnięty do 2035 r., ale w praktyce rząd ma ambicje, aby stało się to szybciej. Czy to będzie oznaczało konkurowanie sił zbrojnych o kadry z innymi pracodawcami? Według ostatnich Badań Aktywności Ekonomicznej Ludności, w I kwartale w Polsce pracowało ponad 16,8 mln osób, najwięcej w historii tych danych, o 138 tys. więcej niż rok wcześniej. W tym świetle może się wydawać, że rekrutacja dodatkowych około 100 tys. żołnierzy nie powinna być problemem. Ale ze względu na kurczącą się populację kraju, szczególnie zaś osób młodych, dalszy wzrost liczby pracujących w takim tempie, jak w ostatnim roku, jest mało prawdopodobny. Tymczasem nawet dzisiaj, w warunkach spowolnienia gospodarczego, duża część firm (około 20–40 proc. w zależności od branży) uważa niedobór pracowników za barierę rozwoju. Stąd niemal 65 proc. ankietowanych przez nas ekonomistów zgodziło się z tezą, że taki wzrost liczebności armii nasili problemy z dostępnością pracowników w gospodarce, prowadząc do większej presji na wzrost płac.

Podatki lepsze niż dług

Skoro wzrost wydatków zbrojeniowych nie rozpędzi gospodarki, a może wręcz stanowić dla niej hamulec, nie można liczyć na to, że będzie się sam finansował. Skąd więc rząd powinien czerpać pieniądze na ten cel? Obecnie, jak się wydaje, służyć temu ma Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, zasilany wpływami z emisji specjalnych obligacji oraz (ewentualnie) zyskami NBP. Większość (blisko 52 proc.) uczestników naszej sondy nie zgadza się jednak z tym, że „wieloletni program zbrojeniowy powinien być finansowany przede wszystkim z obligacji (nowego długu), a nie z nowych podatków lub cięć innych wydatków”. – Z dwojga złego lepiej jest zwiększyć podatki niż dług – ocenia prof. Wojciech Charemza z Akademii Vistula.

Zwiększenie długu publicznego może też być niemożliwe ze względu na obowiązujące w Polsce krajowe i unijne reguły fiskalne. Bezpieczniki krajowe – przede wszystkim tzw. stabilizującą regułę wydatkową – rząd może oczywiście zmodyfikować tak, aby nie obejmowały przynajmniej części wydatków na zbrojenia. Wówczas ich zwiększanie nie będzie wymuszało oszczędności gdzie indziej. Jak sugeruje Wieloletni Plan Finansowy Państwa na lata 2023–2026, prace nad takimi zmianami już się toczą. Uczestnicy panelu ekonomistów oceniają to krytycznie. Niepełna 26 proc. ankietowanych zgodziło się z tezą, że „wydatki na obronność nie powinny podlegać krajowym i unijnym regułom fiskalnym, takim jak stabilizująca reguła wydatkowa”.

„Większość zwiększonych wydatków zbrojeniowych sfinansuje zakup broni za granicą. Wpływ na naszą gospodarkę będzie więc tylko lekko pozytywny. Może być większy w dłuższym okresie, jeśli uda się Polsce opanować nowe technologie, spolonizować produkcję i zwiększyć eksport. Taki trwały wzrost wydatków zbrojeniowych powinien być sfinansowany ze wzrostu trwałych dochodów budżetu.

dr hab. Marcin Piątkowski, prof. ALK

„Wedle mojej wiedzy wydatki militarne w niewielkim stopniu przekładają się na aktywność gospodarczą. Nie należy oczekiwać efektów po stronie podaży, bo wydatki te nie będą prowadziły do wzrostu produktywności. Możliwe są efekty po stronie popytu, ale będą ograniczone. Część zakupów sprzętu wojskowego będzie bowiem z zagranicy. Przy czym stymulacja popytu jest w polskiej gospodarce w obecnej sytuacji niekonieczna, bo luka popytu jest ujemna".

dr Wojciech Paczos, Uniwersytet w Cardiff oraz Instytut Nauk Ekonomicznych PAN

O panelu ekonomistów: spojrzenie z każdej strony

Wbrew pozorom w ekonomii niewiele pytań ma jednoznaczne odpowiedzi. Celem panelu ekonomistów „Parkietu” i „Rzeczpospolitej”, który zainaugurowaliśmy w 2020 r., jest pokazanie pełnego spektrum opinii na tematy ważne dla rozwoju polskiej gospodarki. Do udziału w tym przedsięwzięciu zaprosiliśmy ponad 70 wybitnych polskich ekonomistów z różnych pokoleń i ośrodków akademickich (także zagranicznych) oraz o różnorodnych zainteresowaniach naukowych. Tę grupę ekspertów mniej więcej raz na miesiąc prosimy o opinie i komentarze dotyczące aktualnych zagadnień z zakresu szeroko rozumianej polityki gospodarczej. Takie badania opinii cenionych ekonomistów pozwalają na recenzowanie bez uprzedzeń wszelkich pomysłów, które pojawiają się w debacie publicznej, i wysuwanie nowych. Z czasem będą też rejestrem ewolucji poglądów ekonomistów. Wyniki wszystkich dotychczasowych sond oraz komentarze uczestników można znaleźć na stronie: www.klubekspertow.rp.pl

Gospodarka krajowa
Problemów rolnictwa nie da się zasypać pieniędzmi
Gospodarka krajowa
Mariusz Zielonka, Konfederacja Lewiatan: Polski eksport zaraz złapie zadyszkę
Gospodarka krajowa
Co nam dała Unia, co jeszcze można poprawić
Gospodarka krajowa
MFW: Polaryzacja światowej gospodarki coraz większa, Polska zieloną wyspą
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Gospodarka krajowa
Nie ma chętnych do władz PFR?
Gospodarka krajowa
Zagraniczne firmy już lepiej oceniają Polskę