Dane o tzw. inflacji bazowej opublikował w czwartek Narodowy Bank Polski. Potwierdziły one przypuszczenia ekonomistów, że choć inflacja ogółem minęła już szczyt, który okazał się nieco niższy od oczekiwań, to jej powrót do celu NBP będzie bardzo powolny.
W środę GUS podał, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w lutym o 18,4 proc. rok do roku, a nie o 18,7 proc., jak przeciętnie szacowali ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści. Co więcej, po ponownym obliczeniu inflacji w styczniu, z wykorzystaniem zaktualizowanego składu CPI, okazało się, że wyniosła ona 16,6 proc., a nie 17,2 proc., jak wstępnie podawał GUS.
Środowe dane prowadziły do wniosku, że za sprawą niższego punktu startowego, w całym 2023 r. inflacja może być nieco niższa niż oczekiwali wcześniej ekonomiści. Jednocześnie wielu z nich oceniało, że w tle widać dużą uporczywość inflacji bazowej, nie obejmującej cen żywności i energii. To zaś oznacza, że nawet jeśli w najbliższych miesiącach inflacja ogółem będzie gwałtownie spadała pod wpływem wysokiej bazy odniesienia dla cen paliw, energii i żywności, to gdy te statystyczne efekty wygasną, inflacja ustabilizuje się na wysokim, daleki od celu NBP poziomie.
Czytaj więcej
W szczytowym punkcie, w lutym br., inflacja nie zbliżyła się do 20 proc., jak jeszcze niedawno powszechnie oczekiwali ekonomiści. Wyniosła „zaledwie” 18,4 proc. Ale szczegółowe dane sugerują, że dezinflacja będzie postępowała wolniej, niż się dotąd wydawało.