Jak obliczył wstępnie GUS, wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w maju o 13,9 proc. rok do roku. Wynik ten okazał się zbieżny z przeciętnymi szacunkami ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet”. To jeden z powodów, aby sądzić, że inflacja zaczyna tracić impet. Począwszy od lipca 2021 r. stale bowiem przebijała oczekiwania większości ekonomistów, a niekiedy nawet skrajne prognozy (tym razem najwięksi pesymiści liczyli się ze wzrostem CPI o 14,2 proc.).
W porównaniu do kwietnia CPI wzrósł o 1,7 proc. Nie licząc lutego, gdy wskaźnik ten spadł pod wpływem tzw. tarczy antyinflacyjnej, to jego najmniejsza zwyżka w br. W kwietniu CPI wrósł o 2 proc., a w marcu aż o 3,3 proc. Biorąc pod uwagę tylko maje, tegoroczny skok cen i tak był jednak najwyższy od 1995 r.
W ciągu zaledwie pięciu miesięcy roku poziom cen konsumpcyjnych w Polsce wzrósł o blisko 9 proc. Tymczasem Narodowy Bank Polski ma za zadanie trzymać inflację na poziomie 2,5 proc. rocznie, tolerując odchylenia o 1 pkt proc. w każdą stronę.
Kołem zamachowym inflacji w ostatnich miesiącach są głównie siły, na które NBP wpływu praktycznie nie ma. To przede wszystkim wzrost cen surowców energetycznych i rolnych, będący skutkiem ataku Rosji na Ukrainę.
Spośród głównych kategorii towarów i usług, najszybciej drożały w maju paliwa do prywatnych środków transportu. Ich ceny wzrosły o 35,4 proc. rok do roku, po zwyżce o 27,8 proc. w kwietniu. Nie licząc listopada ub.r., to ich największy wzrost w tym stuleciu. Niemal równie mocno, o 31,4 proc. rok do roku, wzrosły ceny nośników energii (gaz, prąd i opał). To z kolei zdecydowanie największa zwyżka w tym stuleciu.