Rekordziści, np. Budoserwis, Accord Next, Capiński & Patena i Arcanum, uczestniczyli w sześciu – ośmiu projektach. W czołówce próżno szukać dużych firm – wyjątkiem jest BAA. Sprzedaż małych i średnich firm idzie opornie mimo wprowadzenia przez resort usprawniających ją rozwiązań. W efekcie przychody z prywatyzacji, które na koniec czerwca sięgnęły 12 mld zł, oparte są na dużych transakcjach.

W marcu minister Aleksander Grad przyjął rozporządzenie, którego efektem miało być ściślejsze związanie doradców ze spółką. Umowy mają nie ograniczać się tylko do przygotowywania analiz, ale obejmować całość usług, które mają doprowadzić do skutecznej prywatyzacji. Resort skarbu może też prowadzić przetargi ograniczone skierowane do zawężonego grona firm, a płatności za usługę dzielić na raty zależnie od stopnia trudności poszczególnych etapów prywatyzacji.

– Zmiany zaktywizowały przede wszystkim środowisko doradców, które zaczęło się domagać większej promocji projektów prywatyzacyjnych. Firm, dla których nie wybrano jeszcze doradców, więc można zastosować do nich nowe zasady, zostało bowiem niewiele – około setki. To głównie mniejsze spółki, w trudnej kondycji – mówi Andrzej Głowacki, prezes DGA.

– Od wyboru doradcy do rozpoczęcia prywatyzacji mija sześć – siedem miesięcy, a więc na efekty trzeba jeszcze poczekać – zapewnia Maciej Wewiór, rzecznik MSP. – Na razie zmieniły się nasze wewnętrzne procedury. Nowe zasady doboru doradców możemy stosować do firm, których nie udało się dotąd sprzedać, tylko wówczas, gdy wygasną dotychczasowe umowy. Teraz w wielu przypadkach jesteśmy w połowie drogi, bo ponad 400 procesów już trwa – dodaje.