Inflacja spadła do 1,3 proc. z 1,7 proc. w styczniu – podał GUS. Dane zaskoczyły; takiego wyniku nie spodziewał się żaden z ankietowanych przez „Parkiet" ekonomistów.
Zaskoczyła żywność
– Niespodzianki były w dwóch kategoriach: żywność i napoje bezalkoholowe oraz łączność. W łączności wynikało to z promocji na rynku telefonii komórkowej. Jeśli chodzi o żywność, potaniało sporo produktów, m.in. cukier, mięso, wędliny, co w lutym zdarza się bardzo rzadko – tłumaczy Maciej Reluga z BZ WBK. W dodatku korzystna była tzw. baza, ponieważ w lutym ub.r. inflacja przyspieszyła do 4,3 proc.
Na początku roku GUS tradycyjnie patrzy na strukturę wydatków Polaków w ostatnim roku i na tej podstawie robi przegląd tzw. koszyka inflacyjnego. Okazało się, że wzrósł udział w naszych wydatkach zakupów żywności, alkoholu i papierosów, a także usług związanych z transportem i rekreacją. Obniżył się natomiast udział wydatków na mieszkanie, łączność, odzież i obuwie oraz restauracje i hotele. Te kategorie będą więc mniej „ważyć" we wskaźniku inflacji w tym roku.
Kiedy w październiku 2006 r. inflacja sięgnęła 1,2 proc., wystarczyło pięć miesięcy, aby wróciła do celu RPP, czyli 2,5 proc. Teraz ekonomiści mówią, że to nie koniec hamowania inflacji.
Spada i będzie spadać
– Już w kwietniu możemy zobaczyć 1 proc. – mówi Piotr Kalisz z Banku Handlowego. Zdaniem Ernesta Pytlarczyka, latem, tak jak w 2006 r., inflacja może spaść nawet poniżej tego poziomu. – Później nastąpi odbicie w kierunku 2 proc., ale średniorocznie może być to ok. 1,5 proc., więc poniżej celu inflacyjnego NBP – dodaje Kalisz. Wiktor Wojciechowski z Invest-Banku uważa, że wzrost cen pozostanie niski co najmniej do końca roku. – Obniżam swoją prognozę średniorocznej inflacji z 1,6 proc. do 1,2 proc. Na koniec grudnia może to być 1,4 proc. – mówi ekonomista. Bank centralny zakłada, że niski wzrost cen czeka nas też w przyszłym roku i nie odbije wyraźnie aż do 2015 r.