Żaden kraj Unii Europejskiej nie doświadcza w tym roku tak wysokiej inflacji jak Polska. Prognozy Komisji Europejskiej sugerują, że palmy pierwszeństwa szybko nie stracimy. Nawet jeśli w 2021 r. inflacja nad Wisłą nieco zwolni, to w 2022 r. znów przyspieszy. I znów będziemy rekordzistami. W całej trzylatce, w ocenie KE, z Polską na polu tempa wzrostu cen konkurować będą mogły tylko Węgry. W warunkach niemal zerowych stóp procentowych i związanego z tym rekordowo niskiego oprocentowania lokat bankowych taka perspektywa budzi zrozumiałe obawy oszczędzających, podsycane pojawiającymi się już w tabloidach artykułami o „drożyźnie". Rada Polityki Pieniężnej, która od kilku miesięcy sugeruje, że życzyłaby sobie wyraźniejszego osłabienia złotego, co jeszcze by inflację podbiło, emocji nie studzi. Czy faktycznie jest się czym niepokoić?
Utracony kontakt z bazą
W październiku zharmonizowany indeks cen konsumpcyjnych (HICP) wzrósł w Polsce o 3,8 proc. rok do roku. Pomijając kwiecień, w podobnym tempie ten publikowany przez Eurostat wskaźnik inflacji rośnie od początku roku. Wcześniej tak szybko zwyżkował w 2012 r. Takiej inflacji nie doświadcza obecnie żaden kraj Unii Europejskiej. Na Węgrzech i w Czechach, które też na tle UE wyraźnie odstają, HICP wzrósł w październiku o 3 proc. W strefie euro od sierpnia utrzymuje się płytka deflacja. Zarówno w październiku, jak i w listopadzie, HICP spadł tam o 0,3 proc. rok do roku, najbardziej od 2016 r. To oznacza, że dynamika cen konsumpcyjnych w Polsce była o 4,1 pkt proc. wyższa niż za Odrą. Wcześniej ta różnica była tak duża w 2009 r., właśnie w następstwie osłabienia polskiej waluty.
Krajowy miernik inflacji – indeks cen konsumpcyjnych (CPI) – rośnie nieco wolniej. W październiku był o 3,1 proc. wyższy niż przed rokiem, w listopadzie zaś, jak wstępnie obliczył GUS, o 3 proc. To jednak oznacza, że inflacja 13. miesiąc z rzędu była powyżej celu NBP (2,5 proc.).
– To, że inflacja nie spadła pod wpływem kryzysu wywołanego przez pandemię, to duże zaskoczenie, moim zdaniem nawet większe niż brak znaczącego wzrostu stopy bezrobocia – komentuje Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy. Na przełomie marca i kwietnia uczestnicy konkursu „Parkietu" i „Rzeczpospolitej" na najlepszego analityka makroekonomicznego przeciętnie przewidywali, że w IV kwartale br. inflacja CPI wyniesie średnio 2,5–2,7 proc., więc na pierwszy rzut oka mocno się nie pomylili. Ostatecznie ten kwartał zamknie się zapewne z wynikiem na poziomie 3 proc. Tyle że tamte prognozy były formułowane przy założeniu płytszej recesji, bez drugiego dna wywołanego jesienno-zimową falą pandemii Covid-19 i ponownymi ograniczeniami aktywności ekonomicznej. Co jednak ważniejsze, ekonomiści mieli świadomość tego, że inflację istotnie podbiły z początkiem br. podwyżki cen administrowanych (energii elektrycznej, wody oraz odbioru śmieci), a efekt ten będzie się utrzymywał przez cały rok. Dziś analitycy PKO BP wyliczają, że ten czynnik dodał do średniego wzrostu CPI w pierwszych dziesięciu miesiącach roku 0,8 pkt proc., co oznacza, że odpowiadał w 80 proc. za przyspieszenie inflacji w porównaniu z 2019 r. Oczekiwany na początku pandemii spadek inflacji miał więc odzwierciedlać głównie hamowanie tzw. inflacji bazowej, nie obejmującej cen żywności i energii, a przez to teoretycznie najbardziej wrażliwej na załamanie popytu. Tymczasem inflacja bazowa w październiku wynosiła 4,2 proc. rok do roku, tylko minimalnie mniej niż we wrześniu i w lipcu, gdy z kolei była najwyższa od 20 lat. Średnio w 2020 r. inflacja bazowa wyniesie zapewne 3,9 proc., podczas gdy inflacja ogółem 3,4 proc.
Efekt butelki ketchupu
Dlaczego inflacja bazowa okazała się tak odporna na kryzys? – Przed pandemią polska gospodarka była rozgrzana, szczególnie rynek pracy. Przez kilka lat rosły koszty pracy i materiałów w firmach, a firmy początkowo nie przekładały tego na ceny swoich towarów i usług, godziły się na spadek marż. W końcu nastąpiło gwałtowne dostosowanie, tzw. efekt butelki ketchupu. I akurat tej większej śmiałości w podnoszeniu cen firmy nabrały tuż przed kryzysem – tłumaczy Piotr Bielski, ekonomista z Santander Bank Polska. – Już w trakcie kryzysu niektóre rządy w ramach polityki stymulacyjnej obniżały niektóre podatki, np. stawki VAT. U nas tego nie było, co częściowo tłumaczy, dlaczego w Polsce inflacja jest wyższa niż w innych krajach UE – dodaje. Jednocześnie inne antykryzysowe działania rządu zapewniły przedsiębiorstwom dużą płynność, przez co przejściowe osłabienie popytu nie zmusiło się do agresywnego konkurowania obniżkami cen i wyprzedawania zapasów.