Inflacja to cena za szybkie ożywienie

Skoro nawet pandemia nie stłumiła w Polsce inflacji, trudno oczekiwać jej spadku w warunkach ożywienia. Dopóki nie oddali się mocno od celu NBP, nie będzie to jednak powód do niepokoju.

Publikacja: 08.12.2020 11:21

Inflacja to cena za szybkie ożywienie

Foto: Adobestock

Żaden kraj Unii Europejskiej nie doświadcza w tym roku tak wysokiej inflacji jak Polska. Prognozy Komisji Europejskiej sugerują, że palmy pierwszeństwa szybko nie stracimy. Nawet jeśli w 2021 r. inflacja nad Wisłą nieco zwolni, to w 2022 r. znów przyspieszy. I znów będziemy rekordzistami. W całej trzylatce, w ocenie KE, z Polską na polu tempa wzrostu cen konkurować będą mogły tylko Węgry. W warunkach niemal zerowych stóp procentowych i związanego z tym rekordowo niskiego oprocentowania lokat bankowych taka perspektywa budzi zrozumiałe obawy oszczędzających, podsycane pojawiającymi się już w tabloidach artykułami o „drożyźnie". Rada Polityki Pieniężnej, która od kilku miesięcy sugeruje, że życzyłaby sobie wyraźniejszego osłabienia złotego, co jeszcze by inflację podbiło, emocji nie studzi. Czy faktycznie jest się czym niepokoić?

Utracony kontakt z bazą

W październiku zharmonizowany indeks cen konsumpcyjnych (HICP) wzrósł w Polsce o 3,8 proc. rok do roku. Pomijając kwiecień, w podobnym tempie ten publikowany przez Eurostat wskaźnik inflacji rośnie od początku roku. Wcześniej tak szybko zwyżkował w 2012 r. Takiej inflacji nie doświadcza obecnie żaden kraj Unii Europejskiej. Na Węgrzech i w Czechach, które też na tle UE wyraźnie odstają, HICP wzrósł w październiku o 3 proc. W strefie euro od sierpnia utrzymuje się płytka deflacja. Zarówno w październiku, jak i w listopadzie, HICP spadł tam o 0,3 proc. rok do roku, najbardziej od 2016 r. To oznacza, że dynamika cen konsumpcyjnych w Polsce była o 4,1 pkt proc. wyższa niż za Odrą. Wcześniej ta różnica była tak duża w 2009 r., właśnie w następstwie osłabienia polskiej waluty.

Krajowy miernik inflacji – indeks cen konsumpcyjnych (CPI) – rośnie nieco wolniej. W październiku był o 3,1 proc. wyższy niż przed rokiem, w listopadzie zaś, jak wstępnie obliczył GUS, o 3 proc. To jednak oznacza, że inflacja 13. miesiąc z rzędu była powyżej celu NBP (2,5 proc.).

– To, że inflacja nie spadła pod wpływem kryzysu wywołanego przez pandemię, to duże zaskoczenie, moim zdaniem nawet większe niż brak znaczącego wzrostu stopy bezrobocia – komentuje Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy. Na przełomie marca i kwietnia uczestnicy konkursu „Parkietu" i „Rzeczpospolitej" na najlepszego analityka makroekonomicznego przeciętnie przewidywali, że w IV kwartale br. inflacja CPI wyniesie średnio 2,5–2,7 proc., więc na pierwszy rzut oka mocno się nie pomylili. Ostatecznie ten kwartał zamknie się zapewne z wynikiem na poziomie 3 proc. Tyle że tamte prognozy były formułowane przy założeniu płytszej recesji, bez drugiego dna wywołanego jesienno-zimową falą pandemii Covid-19 i ponownymi ograniczeniami aktywności ekonomicznej. Co jednak ważniejsze, ekonomiści mieli świadomość tego, że inflację istotnie podbiły z początkiem br. podwyżki cen administrowanych (energii elektrycznej, wody oraz odbioru śmieci), a efekt ten będzie się utrzymywał przez cały rok. Dziś analitycy PKO BP wyliczają, że ten czynnik dodał do średniego wzrostu CPI w pierwszych dziesięciu miesiącach roku 0,8 pkt proc., co oznacza, że odpowiadał w 80 proc. za przyspieszenie inflacji w porównaniu z 2019 r. Oczekiwany na początku pandemii spadek inflacji miał więc odzwierciedlać głównie hamowanie tzw. inflacji bazowej, nie obejmującej cen żywności i energii, a przez to teoretycznie najbardziej wrażliwej na załamanie popytu. Tymczasem inflacja bazowa w październiku wynosiła 4,2 proc. rok do roku, tylko minimalnie mniej niż we wrześniu i w lipcu, gdy z kolei była najwyższa od 20 lat. Średnio w 2020 r. inflacja bazowa wyniesie zapewne 3,9 proc., podczas gdy inflacja ogółem 3,4 proc.

Efekt butelki ketchupu

Dlaczego inflacja bazowa okazała się tak odporna na kryzys? – Przed pandemią polska gospodarka była rozgrzana, szczególnie rynek pracy. Przez kilka lat rosły koszty pracy i materiałów w firmach, a firmy początkowo nie przekładały tego na ceny swoich towarów i usług, godziły się na spadek marż. W końcu nastąpiło gwałtowne dostosowanie, tzw. efekt butelki ketchupu. I akurat tej większej śmiałości w podnoszeniu cen firmy nabrały tuż przed kryzysem – tłumaczy Piotr Bielski, ekonomista z Santander Bank Polska. – Już w trakcie kryzysu niektóre rządy w ramach polityki stymulacyjnej obniżały niektóre podatki, np. stawki VAT. U nas tego nie było, co częściowo tłumaczy, dlaczego w Polsce inflacja jest wyższa niż w innych krajach UE – dodaje. Jednocześnie inne antykryzysowe działania rządu zapewniły przedsiębiorstwom dużą płynność, przez co przejściowe osłabienie popytu nie zmusiło się do agresywnego konkurowania obniżkami cen i wyprzedawania zapasów.

– Polacy mają dużą skłonność do konsumpcji i małą skłonność do oszczędzania na czarną godzinę. Było to wyraźnie widać po tym, jak szybko konsumpcja odbiła się po wiosennym lockdownie. Skala tego odbicia była w Polsce wyjątkowa. To, w połączeniu z efektami tarcz antykryzysowych, podtrzymywało inflację – mówi Piotr Kalisz. Takie okoliczności sprzyjały wprowadzaniu przez firmy, szczególnie usługowe, tzw. covidowych narzutów, czyli podwyżek cen uzasadnianych kosztami dostosowania się do nowych wymogów sanitarnych.

GG Parkiet

Biorąc pod uwagę to, że w tym roku inflacja zaskoczyła, oczekiwania ekonomistów na kolejne lata są zadziwiająco zbieżne. Dominujący scenariusz zakłada, że na początku 2021 r. za sprawą wysokiej bazy odniesienia sprzed roku inflacja wyhamuje. – Nie zejdzie do 1 proc., jak się wydawało na początku pandemii, tylko do 2 proc., a przejściowo może nawet nieco niżej. Średnio w 2021 r. inflacja będzie poniżej celu NBP, ale w 2022 r. już może być w okolicach 3 proc. – ocenia Bielski. – Oczekujemy, że inflacja w 2021 r. będzie na poziomie 2,4 proc., ale będzie w trendzie wzrostowym. Na koniec roku będzie powyżej celu NBP i w 2022 r. będzie dalej rosła – zgadza się Kalisz. Zbliżone prognozy – w odniesieniu do HICP – przedstawiła w listopadzie Komisja Europejska.

GG Parkiet

Departament Analiz Ekonomicznych NBP spodziewa się raczej stabilizacji inflacji w najbliższych latach w okolicy 2,7 proc., ale zakłada dość niemrawe odbicie aktywności w gospodarce po tegorocznym kryzysie. Jeśli w 2021 r. PKB wzrośnie o 4 proc. lub więcej, jak ocenia obecnie większość ekonomistów, a nie o 3 proc., jak założył DAE NBP, presja na wzrost cen będzie silniejsza. – Ożywienie ponownie podgrzeje rynek pracy, co będzie powodowało wzrost jednostkowych kosztów pracy. Na to nałożą się strukturalne zmiany w globalnej gospodarce, takie jak nearshoring, czyli przenoszenie produkcji bliżej rynków zbytu, nawet jeśli koszty produkcji są tam nieco wyższe, oraz możliwy wzrost udziału płac w PKB. To będzie pchało inflację w górę. W Polsce od końca 2021 r. będzie ona trwale nieco powyżej celu NBP, choć może ją tłumić imigracja – ocenia Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – Na dłuższą metę presja inflacyjna w Polsce będzie wynikała m.in. z zielonej transformacji, konieczności dostosowania systemu energetycznego. To będzie kosztowne. Szybkie podwyższanie płacy minimalnej też nie pozostanie bez wpływu na ceny, szczególnie usług – dodaje dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP.

Jak uniknąć opcji atomowej

Scenariusz kilku lat inflacji w pobliżu 3 proc., choć raczej nie wzbudziłby entuzjazmu konsumentów, z makroekonomicznego punktu widzenia byłby korzystny i nie wymagałby reakcji banku centralnego. – Kryzys spowodował znaczący przyrost długu publicznego. Żeby ograniczyć stosunek długu do PKB, będziemy potrzebowali szybkiego nominalnego wzrostu PKB. To wymaga oczywiście wzrostu w ujęciu realnym, ale też inflacji nawet lekko powyżej celu NBP – zauważa Piotr Kalisz. – Inflacja na poziomie 3–4 proc. to optymalny scenariusz na postpandemiczne czasy. Dzięki niej będziemy w stanie wyrosnąć z zadłużenia, nie będzie potrzebne drastyczne zaostrzać polityki fiskalnej – zgadza się Bujak. Obaj jednak podkreślają, że granica między inflacją korzystną a nadmierną, potencjalnie destabilizująca, jest cienka. – Wzrost CPI w tempie 4–5 proc. przez czas dłuższy niż dwa lub trzy miesiące byłby niepożądany i RPP powinna na to reagować, oczywiście z wyprzedzeniem na podstawie prognoz. Taka inflacja powodowałaby niepewność w gospodarce i obniżałaby siłę nabywczą i poziom życia najmniej zarabiających – mówi Bujak. – Miarą tego, czy inflacja jest za wysoka, są oczekiwania uczestników życia gospodarczego. Jeśli te oczekiwania są takie, że inwestorzy wyprzedają polskie obligacje, a gospodarstwa domowe przesuwają oszczędności do walut obcych, to inflacja staje się problemem – podkreśla Kalisz.

Część ekonomistów kwestionuje zaś zdolność RPP do zarządzania oczekiwaniami inflacyjnymi i tym samym do utrzymywania inflacji tylko lekko powyżej celu NBP. – Gdyby bank centralny był w stanie zakotwiczyć oczekiwania inflacyjne w okolicy 3 proc., to nie byłoby problemu. Ale RPP nie jest wiarygodna, co jest jedną z przyczyn tego, że inflacja bazowa zachowuje się nieprzewidywalnie – ocenia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, odnosząc się do wspomnianych już sugestii RPP, że złoty powinien być słabszy. Obserwatorzy polityki pieniężnej wytykają też radzie, że od wybuchu pandemii bardzo ograniczyła komunikację z nimi, rezygnując z konferencji prasowych po posiedzeniach. – Rada powinna w większym stopniu wykorzystywać narzędzia retoryczne, politykę komunikacyjną, żeby zakotwiczyć oczekiwania inflacyjne. Wtedy dzięki transparentności i wiarygodności będzie mogła stabilizować ceny bez konieczności stosowania opcji atomowej w postaci podwyższania stóp procentowych – konkluduje Bujak. Dr Dudek podkreśla z kolei, że NBP musi też czujnie obserwować ewentualne skutki uboczne ujemnych w ujęciu realnym stóp procentowych. Chodzi przede wszystkim o odpływ oszczędności z banków, które mogą trafiać do nienadzorowanych i ryzykownych segmentów rynku finansowego.

Piotr Bujak główny ekonomista PKO BP

Inflacja na poziomie 3–4 proc. rocznie to optymalny scenariusz na postpandemiczne czasy. Dzięki niej będziemy w stanie wyrosnąć z zadłużenia, nie będzie potrzebne drastyczne zaostrzanie polityki fiskalnej, które mogłoby zahamować ożywienie gospodarcze.

Piotr Bielski ekonomista w Santander Bank Polska

Przez kilka lat rosły koszty pracy i materiałów w firmach, a firmy nie przekładały tego na ceny towarów i usług, godziły się na spadek marż. W końcu nastąpiło gwałtowne dostosowanie, tzw. efekt butelki ketchupu.

Gospodarka krajowa
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
Stabilny konsument, wiara w inwestycje i nadzieje na spokój w otoczeniu
Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego
Gospodarka krajowa
Kolejni członkowie RPP mówią w sprawie stóp procentowych inaczej niż Glapiński