Od kilku dni rynki na rynkach przeważał wzrost notowań, co analitycy wiązali z nadziejami na kolejną falę łagodzenia polityki pieniężnej. Inwestorzy liczą, że być może nie tylko Bank Japonii, ale także inne główne banki centralne wrócą do wspierania wzrostu gospodarczego w sytuacji ponownego zagrożenia spowolnieniem.
Dziś, po posiedzeniach Banku Anglii i Europejskiego Banku Centralnego, okazało się jednak, że na urzeczywistnienie nadziei na nowe działania stymulacyjne trzeba czekać co najmniej do najbliższego posiedzenia Rezerwy Federalnej. Bank brytyjski i EBC na razie nic nie zmieniły w swoich programach wspierających płynność i oczywiście bez zmian pozostawiły stopy procentowe. W tej sytuacji rynki nie dostały żadnego nowego impulsu, który mógłby pozwolić na atak szczytów obecnej hossy.
Z rana indeksy na rynkach zachodnioeuropejskich osunęły się o kilka dziesiątych procent w wyniku m.in. słabych danych z brytyjskiego rynku nieruchomości, jednak dość szybko odrobiły straty. Komunikaty z banków centralnych nie miały na nie większego wpływu, ale za to pojawiły się m.in. korzystne dane o amerykańskich bezrobotnych, co spowodowało, że na tablicach zaczęła dominować zieleń. Ostatnie godziny znów jednak były słabsze i ostatecznie sesja na głównych europejskich parkietach kończyła się kosmetycznymi zmianami na plus bądź na minus.
Sesja w USA rozpoczęła się neutralnie, podobnie jak skończyła wczorajsza. Po dwóch godzinach handlu sytuacja przypominała tę w Europie - chociaż indeks rynku Nasdaq minimalnie zyskiwał, to S&P 500 i Dow Jones spadały o 0,2 proc.
Sesja w Azji również zbyt długo nie utkwi w pamięci inwestorom. Japoński Nikkei 225 przez całą sesję stracił 0,07 proc., a Hang Seng w Hongkongu zyskał 0,02 proc.