Po cichu, nie wadząc nikomu, indeks S&P500 znalazł się poniżej dwuletniego trendu wzrostowego, co może spowodować, że wśród amerykańskich inwestorów zacznie narastać obawa nie tyle o potencjał dalszych zwyżek, ile raczej niepokój o możliwość trwałego odwrócenia się trendu. Tym bardziej że cała paleta danych ekonomicznych publikowanych w ostatnich tygodniach okazywała się gorsza od prognoz. I właśnie na ten wzrost liczby rynkowych niedźwiedzi optymiści powinni stawiać. Dopiero wzrost negatywnego sentymentu do poziomów obserwowanych
podczas korekty z wiosny ubiegłego roku będzie wyraźnym sygnałem do zakończenia korekty i umożliwi indeksom akcji powrót na szczyty po kilku miesiącach wspinaczki.
Dlatego nie ma powodu rozpaczać z powodu zejścia z dotychczasowej linii trendu. W ciągu najbliższych miesięcy będziemy mogli wytyczyć nową, może o trochę mniejszym nachyleniu, ale równie długoterminową linię. Podobna sytuacja miała miejsce także w czasie poprzedniej hossy, w marcu 2005 roku, kiedy to przebicie linii trendu wyprzedziło o miesiąc ukształtowanie się dołka. Jak się wtedy okazało, był to poziom, który nie był zagrożony przez kolejne dwa lata hossy.
Cała ta koncepcja może zostać szybko zweryfikowana zdecydowanie bardziej pozytywnie, gdy w ciągu najbliższych sesji nastąpi znaczący wzrost S&P500 powyżej obecnej linii trendu. Niemieccy inwestorzy nie muszą jeszcze roztrząsać tych dylematów, gdyż poprowadzona dla indeksu DAX linia trendu nie została naruszona. Na tym tle polscy inwestorzy mogą się poczuć „docenieni”, gdyż dwuletnią linię trendu wzrostowego przekroczyliśmy już miesiąc temu, wyprzedzając główne światowe parkiety. Z tej perspektywy widoczna w ostatnich dwóch tygodniach siła polskiego rynku na tle amerykańskiej przeceny może być uznana jedynie za ruch powrotny do stromej linii trendu.
W dalszym ciągu jestem zdania, że korekta spadkowa na światowych giełdach, która w gruncie rzeczy przyjęła postać trendu bocznego o znacznej zmienności, jeszcze się nie zakończyła. Zachowanie amerykańskich indeksów w ciągu pierwszych sesji czerwca tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że szanse na atak na nowe szczyty w najbliższych tygodniach są znacznie mniejsze niż