Obniżenie ratingu dla USA początkowo nie zostało przyjęte tak negatywnie, jak tego oczekiwano. W mediach zapowiadano czarny poniedziałek, natomiast mieliśmy do czynienia nawet z chwilową zielenią na rynkach. Może to być wskazówką dla polityków, że wprowa- dzanie konkretnych rozwiązań w miejsce teoretycznych rozważań i obietnic może mieć pozytywny wpływ. Mam nadzieję, że wszystkie negatywne informacje już ujrzały światło dzienne. Jeśli tak jest, to w najbliższym czasie rynki powinny się uspokajać. Wydaje się, że giełdy europejskie mają już dosyć spadków i że możemy znajdować się w pobliżu przynajmniej krótkoterminowego wyhamowania. W USA z punktu widzenia analizy technicznej możliwa jest kontynuacja spadków, nawet do okolic 1000 pkt na S&P500. Trudno jest jednak o dokładne prognozy, jak najważniejsze rynki będą się zachowywały do końca roku, gdyż w wyniku kryzysu przewidywalność giełd znacznie zmalała. (Komentarz uzyskaliśmy w pierwszej fazie sesji w Nowym Jorku – red.)
Rafał?Benecki, starszy ekonomista, ING Bank
Jeżeli przegląd ratingów krajów AAA nie skończy się na USA, to nie można wykluczyć obniżki oceny krajów strefy euro, np. Francji. Wówczas okazałoby się, że ostatnia akcja agencji ratingowych bardziej zaboli Europę, a nie USA, dla których waluty i obligacji trudno o alternatywę. Ogłoszony przez EBC skup papierów włoskich i hiszpańskich to raczej tabletka przeciwbólowa niż leczący antybiotyk. Potrzeba działań o większym kalibrze, np. zwiększenia możliwości EFSF (fundusz stabilizacyjny – red.) czy lepszej koordynacji fiskalnej w strefie euro. W obecnych warunkach jej rozpad to scenariusz, którego nie można pomijać, więc powtórka dużych spadków z 2008 r. jest realna, chociaż to nie jest mój bazowy scenariusz. Spadki indeksów z ostatniego tygodnia były już bardzo znaczące, więc technicznie będziemy szukać wsparcia. Uważam jednak, że druga połowa roku wciąż może być słabym okresem dla rynków ryzykownych aktywów m.in. z uwagi na niepewne perspektywy globalnego wzrostu.