Sytuację na parkietach w Europie poprawiły spekulacje dotyczące udziału Chin w skupowaniu długu eurolandu. Gdyby Chińczycy rzeczywiście chcieli zaangażować część swoich gigantycznych rezerw (łącznie 3,2 bln dolarów) do zakupów obligacji Włoch czy Hiszpanii, znacznie ułatwiłoby to tym krajom rolowanie zadłużenia i oddaliło wizję rozprzestrzenienia się kredytowej zarazy.
Dzięki tym spekulacjom nawet po ponad 7 proc. drożały dzisiaj akcje największych europejskich banków – Societe Generale czy Deutsche Banku. W przypadku SocGen znaczenie miały też zapewnienia jego szefa, że bank poradzi sobie z ekspozycją na europejski rynek długu.
Dzisiejsza sesja po raz kolejny jednak pokazała, że udane otwarcie niczego jeszcze nie gwarantuje. Notowania w Europie miały swój zły moment, gdy rynki poznały wyniki aukcji włoskich obligacji, które okazały się rozczarowujące (nie wiadomo, czy w aukcji udział wzięli Chińczycy). Indeksy zaczęły spadać i traciły już ponad 2 proc.
Szybko jednak się podniosły, bo potencjalna chińska pomoc nie jest wyłącznym czynnikiem ważnym dla rynków. Analitycy podkreślają, że ostatnia fala spadkowa przyczyniła się do dalszego uatrakcyjnienia wskaźników wycen akcji, co także mogło być istotne dla dzisiejszego odreagowania.
Od zwyżki związanej z nadziejami na chiński ratunek dla eurolandu rozpoczęły się także notowania na rynku akcji za Atlantykiem. Spisuje się on w ostatnim czasie lepiej niż europejski, a już na poniedziałkowej sesji wykazał się sporą siłą, gdy notowania zakończył nad kreską. Nad amerykańskimi bankami nie ciąży jednak wizja poniesienia aż tak ogromnych strat, jak nad bankami niemieckimi czy francuskimi, gdyby doszło do bankructwa Grecji i nasilenia kłopotów w eurolandzie.