Nawet jeśli spadek jeszcze potrwa (poprzednie dwie korekty trwały po 9 tygodni) i stanie się bardziej dynamiczny (tak często bywa w kulminacyjnych momentach wyprzedaży), to trzeba przyznać, że schłodzenie koniunktury na dłuższą metę może jej wyjść na zdrowie.
Po pierwsze, spadek kursów wiąże się ze stopniowym schładzaniem optymizmu rynkowego. Wskaźniki nastrojów sugerują, że ten proces już się odbywa. Przykładowo „indeks strachu" VIX, który jeszcze kilka miesięcy temu ocierał się o skrajnie niskie poziomy (obrazując rynkową sielankę), ostatnio podskoczył powyżej 20 pkt, co jest poziomem strachu najwyższym od grudnia. Z kolei już przed tygodniem odsetek akcji w aktywnie zarządzanych portfelach według ankiety stowarzyszenia NAAIM spadł do 51,5 proc. z 84 proc. w połowie maja.
Po drugie, korekta spełnia inną pożyteczną rolę – uatrakcyjnia wyceny amerykańskich akcji, które w ostatnich miesiącach stały się wygórowane. Jak donosi dr. Yardeni, u szczytu fali zwyżkowej wskaźnik C/Z bazujący na prognozowanych zyskach spółek z S&P500 zawędrował powyżej x14, co było poziomem najwyższym od ponad trzech lat. Poprzednie dwie korekty dobiegły końca przy C/Z w okolicach x12 (do tego poziomu ciągle sporo brakuje), a np. minikrach w 2011 r. sprowadził wskaźnik poniżej x11.