Trudno wobec tego faktu przechodzić obojętnie, szczególnie jeżeli dodać doniesienia prasowe o odwilży w kredytach konsumpcyjnych zaobserwowanej w II kw. Mamy więc pierwsze namacalne dowody, by twierdzić, że powoli ruszają silniki ożywienia spodziewanego w II półroczu. Chodzi o eksport oraz konsumpcję prywatną. Warto nadmienić, że na te pozytywne sygnały nakłada się jeszcze jeden w postaci statystycznych efektów bazy.

Pomijać nie można faktu, iż w czerwcu 2012 r. zakończyły się pospieszne przygotowania do Euro 2012, co w konsekwencji doprowadziło do zauważalnego przyspieszenia dekoniunktury w gospodarce. Teraz będzie ona z korzyścią wpływała na dane publikowane w relacji rocznej i pomoże to w zaobserwowaniu tak wyczekiwanego odbicia.

Wydaje się więc, iż od strony fundamentalnej rynek w nadchodzących miesiącach znajdzie wsparcie i zapewne dlatego mimo panicznej wyprzedaży z II poł. czerwca WIG definitywnych sygnałów sprzedaży nie wysyła. Warto zauważyć, że istotne wsparcie w okolicach 43 tys. pkt nie zostało przełamane, a linia trendu wzrostowego rozpoczętego w połowie minionego roku z trudem, ale została wybroniona. Sam indeks podobnie jak to miało miejsce z końcem kwietnia znalazł się poniżej rosnącej średniej z 200 sesji i zapewne czeka na pogorszenie nastrojów, by wraz z zauważalnym nawrotem wątpliwości inwestorów móc nabrać wiatru w żagle.

Z pomocą jak co roku zdaje się przychodzić strefa euro, która zapewne już czwarty rok z rzędu drgnie u swoich podstaw na przełomie dwóch półroczy. Równo rok temu Mario Draghi słowami o uczynieniu wszystkiego co koniecznie, by ratować walutę wspólnotową, przyniósł wielomiesięczny okres spokoju na peryferiach Europy, który wraz z nawrotem niepokojów o sytuację w Grecji i Portugalii może doznać pewnego uszczerbku. Wielkiej katastrofy przed wyborami w Niemczech (wrzesień) spodziewać się nie należy, ale pewnych perturbacji wykluczyć nie można. Narosły wraz z nimi pesymizm mógłby stać u podstaw lepszej końcówki roku, która jak zawsze byłaby „wspinaczką po ścianie strachu".