Zresztą skoro DAX i S&P500 znalazły się na tegorocznych szczytach w przeddzień posiedzenia Komitetu Otwartego Rynku, można wnioskować, że inwestorzy zaskakująco szybko zdołali przyzwyczaić się do wizji zakończenia luzowania ilościowego już w przyszłym roku. Zamiast dać rynkowi to, „czego chciał", czyli ograniczyć zakup obligacji na niewielką skalę, prezes Bernanke wybrał rozwiązanie, które dość mocno uderza w budowaną przez wiele lat przewidywalność banku centralnego. Ze słów szefa Fed można wnioskować, że większość członków FOMC przestraszyła się reakcji rynku obligacji skarbowych w USA, których rentowność (10-latki) w ciągu zaledwie trzech miesięcy wzrosła z 1,6 proc. do 3 proc. Jest to poziom ostatni raz widziany w lipcu 2011 roku, kiedy inflacja była bliska 3 proc., a nie 1,5 proc., jak obecnie. Ten szybki i drastyczny wzrost długoterminowych stóp procentowych zaczął gwałtownie gasić odbudowujący się w USA, w ostatnich dwóch latach, rynek nieruchomości. Nie taka była na pewno intencja Bernankego w czerwcu tego roku, gdy ogłaszał potencjalne ograniczenie polityki luzowania ilościowego. Spodziewał się zapewne ewolucyjnej zmiany w rynkowych stopach procentowych, a nie prawdziwej rewolucji. W końcu chodziło tylko o zatrzymanie przyrostu aktywów banku centralnego, a nie typowe zaostrzenie polityki monetarnej. Stąd paniczne wycofanie się Fed z wcześniejszych deklaracji i bardzo „gołębi" ton wypowiedzi. Problem w tym, że zmiany, jakie zaszły na rynku obligacji skarbowych, czyli wzrost długoterminowych stóp, są zapewne przejawem powrotu do normalności, a nawet odwracania się długoletniego trendu, a nie chwilowym wybrykiem. Przy okazji warto zauważyć, że tak znaczący wzrost rentowności odbył się pomimo trwającego cały czas skupu obligacji skarbowych przez Fed. Nie będę specjalnie oryginalny twierdząc, że zakręcenie kurka z dolarami przez Fed w przyszłym roku i tak jest nieuniknione. Teraz dowiedzieliśmy się jedynie, że nie będzie to proces szybki i drastyczny, a zakończenie skupu wcale nie musi się dokonać w pierwszej połowie 2014 roku. Dlatego przesunięcie jego rozpoczęcia na koniec bieżącego lub początek przyszłego roku nie powinno zatrzymać indeksów akcji przed pokazaniem siły w ostatnich dwóch miesiącach roku. Zanim to jednak nastąpi, zabawa polityków w USA w ramach głosowania nad budżetem oraz limitem zadłużenia, a także ewentualne przepychanki koalicyjne w Niemczech mogą spowolnić marsz ku szczytom w ciągu najbliższych tygodni.