O wtorkowej sesji ciężko powiedzieć cokolwiek pozytywnego. Przez cały dzień inwestorzy stronili od bardziej zdecydowanych ruchów, co znalazło odzwierciedlenie w niewielkich ruchach indeksów i dramatycznie niskich obrotach. Już początek notowań wskazywał, że gracze mogą mieć poważne problemy z mobilizacją do odważniejszych posunięć. WIG20 zaczął dzień od symbolicznego wzrostu. Upływały kolejne godziny handlu, a sytuacja na GPW praktycznie się nie zmieniała. Jedynym wydarzeniem, wartym odnotowania, jest fakt, że po początkowych wzrostach indeks największych spółek znalazł się pod kreską. Inspiracji do handlu próżno było szukać także na innych rynkach. W Europie Zachodniej, podobnie jak na GPW, inwestorzy nie kwapili się do handlu tym bardziej, że kalendarz makroekonomiczny był praktycznie pusty.

Ostatnią deską ratunku byli więc Amerykanie. Początek handlu na Wall Street mógł napawać optymizmem. Po poniedziałkowej przecenie nastroje na tamtejszym rynku się uspokoiły, co skrzętnie wykorzystali inwestorzy w Polsce wyciągając WIG20 nad kreską. Amerykański spokój był jednak chwilowy. Już po godzinie od startu notowań indeks S&P 500 tracił 0,5 proc. To podcięło skrzydła inwestorom na innych rynkach. W efekcie, WIG20 zakończył sesję pod kreską. Stracił 0,3 proc. Przecena dotknęła też średnie i małe spółki. mWIG40 stracił prawie 0,7 proc., a sWIG80 0,6 proc. Obroty na całym rynku wyniosły niewiele ponad 600 mln zł.

Szczególne powody do niezadowolenia mogą mieć akcjonariusze Ganta, którego walory zostały przecenione o prawie 14 proc. Tak inwestorzy zareagowali na informację, że trzech wierzycieli złożyło wniosek o upadłość likwidacyjną firmy.

Pod kreską dzień kończyły indeksy w Europie Zachodniej. W momencie zamknięcia handlu na GPW, niemiecki DAX tracił 0,3 proc. Francuski CAC40 spadał o 0,6 proc. Specjaliście podkreślają, że dopóki nie zostanie rozwiązany pat budżetowy w Stanach Zjednoczonych takie sesje jak we wtorek, mogą powtarzać się częściej.