Poniedziałkowa sesja podczas której WIG20 zyskał prawie 1,7 proc. i przebił psychologiczną barierę 2500 sprawiła, że inwestorzy ze sporym optymizmem podchodzili także do wtorkowych notowań. I rzeczywiście w pierwszych godzinach handlu wydawało się, że indeksy są na najlepszej drodze do tego aby zdobywać kolejne poziomy. WIG20 notowania rozpoczął od 0,5 - proc. wzrostu. Zielono od początku było także na innych europejskich parkietach. Biorąc pod uwagę fakt, że w ciągu dnia nie pojawiły się żadne istotne dane makroekonomiczne wydawało się, że sielanka ta będzie trwać do końca notowań. Niestety w końcówce dnia pojawiły się zgrzyty. Na nieco godzinę przed zamknięciem notowań WIG20 po raz pierwszy w ciągu dnia zjechał pod kreskę. Powodów do przeceny ciężko szukać w fundamentach. Jedynym wytłumaczeniem może być nie najlepszy start notowań w Stanach Zjednoczonych, który najwyraźniej okazał się wystarczającym pretekstem do realizacji zysków również w Warszawie.
I takim to sposobem zamiast spokojnego kolejnego dnia wzrostów indeksy warszawskiej giełdy musiały walczyć z presją podaży. Na szczęście okazało się, że ostatni głos należał do kupujących. WIG20 w ostatecznym rozrachunku zyskał 0,17 proc. Wynik ten z pewnością jednak pozostawia spory niedosyt wśród inwestorów. mWIG40, który przez cały dzień był najsłabszym indeksem spadł 0,35 proc. Na tym tle najlepiej zaprezentował sWIG80, który urósł 0,2 proc.
Co ciekawe Warszawa była jednym z nielicznych rynków, który pod koniec dnia musiał walczyć z presją podaży. Na innych europejskich parkietach do końca sesji dominował kolor zielony.
Co nas czeka w środę? Kalendarz makroekonomiczny znów nie rozpieszcza więc wydaja się, że po raz kolejny giełdy będą żyły własnym życie w oczekiwaniu na impuls do bardziej zdecydowanych ruchów.