O losach sesji przesądziły jednak fatalne nastroje, jakie zapanowały wśród inwestorów na głównych europejskich parkietach. Przy czym giełdy w Londynie i Frankfurcie dopiero we wtorek wznowiły handel po przedłużonym weekendzie. W centrum uwagi handlujących pozostawała wciąż niepewna sytuacja zadłużonej Grecji. Przedłużające się negocjacje w sprawie wypłaty transzy pomocy dla Aten powodują, że wciąż realne jest ryzyko negatywnego scenariusza dla rynków, w którym kraj ten opuszcza strefę euro. Obawy te były wyraźnie sparaliżowały inwestorów zniechęcając do zakupów akcji.
Pod naporem negatywnych wieści pod kreską znalazły się również indeksy warszawskiej giełdy, którym dodatkowo zaszkodziły powyborcze emocje. Świadczyć może o tym kolejny dzień wyprzedaży akcji przedstawicieli sektora bankowego z PKO BP na czele , który we wtorek stracił 2,8 proc. Walory banku były zdecydowanym liderem sesji, jeśli chodzi o obroty, (wyniosły 200 mln zł przy 750 mln zł dla całego rynku) . Strona sprzedająca wciąż była aktywna na papierach pozostałych instytucji, choć niektórym, jak chociażby mBankowi, udało się z powrotem wkupić w łaski graczy. Inwestorzy, podobnie jak miało to miejsce w poniedziałek, nie kryli swoich obaw odnośnie postulowanych zmian dotyczących przewalutowania kredytów frankowych i podatku bankowego.
Ze spółek wchodzących w skład indeksu WIG20, przecena nie oszczędziła także spółek energetycznych i Cyfrowego Polsatu. Z kolei największym wzięciem cieszyły się akcje gazowego potentata PGNiG, które najwyraźniej powróciły do łask . Popyt uaktywnił się także na papierach PKN Orlen, który w efektownym stylu odrobił straty po poniedziałkowej wyprzedaży.
Przecena nie oszczędziła również spółek o mniejszej kapitalizacji, choć jednocześnie nie zabrakło okazji do zarobku. Na szerokim rynku najefektowniejszą kilkunastoprocentową zwyżką może się pochwalić Cormay. Z kolei listę spadkowiczów otwiera Stalprodukt.
Duże emocje towarzyszyły notowaniom złotego, który mocno tracił na wartości względem głównych walut – euro i dolara. Miało to związek nie tylko z powyborczą sytuacją polityczną w kraju, ale również z obawami o wypłacalność Grecji. Na koniec dnia za euro płacono 4,14 zł, a dolar wyceniany był po po 3,80 zł.