Pogłębiające się kłopoty tamtejszego rynku inwestorzy potraktowali jako poważne ostrzeżenie przed możliwymi skutkami najpoważniejszego od lat spowolnienia gospodarczego w tym kraju. Niepokój spotęgowała kontynuacja spadków cen surowców będąca zresztą pochodną obaw o stan chińskiej gospodarki. Cena baryłki ropy notowanej w USA zjechała już do 38 USD, osiągając najniższy poziom od ponad sześciu lat.
Jednym z najbardziej poturbowanych parkietów była Warszawa. Paniczna wyprzedaż zepchnęła indeks WIG20 o blisko 6 proc. To największy jednodniowy spadek indeksu od krachu z września 2011 roku, gdy inwestorów straszył kryzys zadłużenia w strefie euro i widmo obniżki amerykańskiego ratingu. Od początku rozpoczętej w maju korekty główny wskaźnik naszej giełdy stracił już 19 proc., schodząc niebezpiecznie blisko psychologicznej bariery 2000 pkt. Ostatni raz WIG20 tak nisko notowany był w I połowie 2012 roku. Co gorsza, poniedziałkowa przecena wywołała także spore spustoszenie na szerokim rynku. Kilkunastoprocentowe spadki notowań nie należały tutaj do rzadkości, zjadając często całą tegoroczną zwyżkę. O ile jeszcze na zamknięciu piątkowej sesji zyskiem od początku roku mogło się pochwalić 65 proc. spółek wchodzących w skład WIG, o tyle po poniedziałkowej sesji ten odsetek się skurczył do 58 proc.
Warto odnotować, że wyprzedaży w Warszawie towarzyszyły wyraźnie wyższe niż w trakcie poprzednich sesji obroty. Podczas całej sesji właścicieli zmieniły walory o wartości przekraczającej 1,5 mld zł.
Pogorszenie nastrojów nie pozostało bez wpływu na rynek walutowy. Pogłębiająca się słabość amerykańskiej waluty względem pozostałych walut sprawiła, że złoty rozpoczął tydzień od wyraźnego osłabienia wobec euro, jednocześnie umacniając się do dolara. W rezultacie na koniec dnia za euro płacono 4,24 zł, a dolar wyceniany był na 3,66 zł.