Mimo mało optymistycznego początku w drugiej części sesji do głosu doszli kupujący, wyciągając główne indeksy nad kreskę. Krajowi inwestorzy okazali się stosunkowo odporni na negatywne impulsy z pozostałych europejskich rynków akcji, gdzie w zdecydowanej większości przeważał kolor czerwony. Niestety, próba odwrócenia niekorzystnego biegu rynkowych wydarzeń spełzła na niczym. Losy sesji rozstrzygnęły się, gdy do gry włączyli się pesymistycznie nastawieni tego dnia Amerykanie. W rezultacie na finiszu notowań znów więcej do powiedzenia mieli sprzedający.
Mimo wszystko nasz rynek wypadł całkiem nieźle, biorąc pod uwagę zachowanie największych zachodnioeuropejskich rynków akcji – tam spadki miały w środę większą skalę. Warto też podkreślić ograniczoną aktywność podaży w Warszawie – w trakcie całej sesji właścicieli zmieniły papiery za niewiele ponad 600 mln zł. To może oznaczać, że gracze nie są specjalnie zainteresowani dalszym odchudzaniem portfeli przy aktualnych poziomach indeksów. W dalszym ciągu najważniejsze dla warszawskiego parkietu będą nastroje na największych światowych rynkach, które ostatnio są bardzo chwiejne. Wśród inwestorów wciąż utrzymują się obawy związane z pogorszeniem perspektyw globalnej gospodarki. Są one podsycane przez kolejne słabsze dane z gospodarki Chin, które coraz wyraźniej wskazują na najpoważniejsze od lat jej spowolnienie.
Największym ciężarem dla krajowych indeksów były walory spółek energetycznych, które nie mają ostatnio wzięcia u inwestorów. Dołowały także papiery KGHM, ale w trakcie sesji odrobiły większą część strat. Popyt uaktywnił się na akcjach Orlenu, PGNiG i Eurocashu.
Słabsze nastroje na rynkach tym razem nie wpłynęły na złotego. Polska waluta umocniła się zarówno względem dolara, jak i euro. Na koniec dnia za euro płacono 4,23 zł, a za dolara 3,70 zł.