Ponieważ na dłuższą metę kierunek polityki obu banków historycznie był mimo wszystko zgodny, to pojawia się przypuszczenie, że coś tu nie gra i że ktoś tu nie ma racji. Albo racji nie mają Amerykanie upierający się przy konieczności „normalizacji" polityki po latach ultraluźnej polityki, albo racji nie ma Draghi obawiający się kolejnej fali globalnego spowolnienia.
Warto zwrócić uwagę, że podobne rozbieżności w polityce banków już się zdarzały w przeszłości. Co ciekawe, to zwykle EBC ostatecznie wycofywał się z decyzji, które były niezgodne z polityką Fedu. Przykładowo: w początkach swego istnienia, w kwietniu 1999 r. EBC mocno obniżył stopy, podczas gdy Fed przymierzał się do podwyżek. Po pół roku europejski bank nagle też zaczął podnosić stopy. Z kolei w sierpniu 2008 r., tuż przed nadejściem globalnego kryzysu finansowego, EBC... podniósł stopy, podczas gdy Fed był w trakcie mocnych obniżek. Potem EBC też zaczął ciąć... W I połowie 2011 r. europejski bank znów wyszedł przed szereg, podnosząc koszty pieniądza, po czym szybko wycofał się z tych decyzji. Z uwagi na ten historyczny wzorzec można się zastanawiać, czy i tym razem EBC nie idzie zbyt daleko w „gołębich" deklaracjach...