Gwarantuje to utrzymywanie się rentowności obligacji skarbowych na niskich pułapach. To istotne, gdyż w świecie ultrałagodnej polityki monetarnej goniący za stopą zwrotu inwestorzy mają mało alternatyw.
Średnia dochodowość amerykańskich dziesięcioletnich obligacji w III kwartale to 1,56 proc. Dla porównania: stopa dywidendy sektora telekomunikacyjnego reprezentowanego w S&P 500 to prawie 5 proc., w przypadku spółek użyteczności publicznej kształtuje się na pułapie 3,5 proc., a średnia giełdowa to 2,1 proc. Co więcej, zyskiem dzieli się ponad 80 proc. przedsiębiorstw, a polityka dywidendowa (w świetle symulacji tworzonych na podstawie danych zbieranych przez Bloomberga) jest zagrożona jedynie w przypadku sześciu firm.
Taki stan rzeczy jest bez precedensu: nigdy stopa dywidendy nie przekraczała rentowności tak długo ani tak wyraźnie. Zresztą dwa przypadki, kiedy do tego dochodziło, to silne wybuchy awersji do ryzyka: w 2008 i 2012 roku. Cóż, polityka monetarna na nieznanych wodach wymusza także na inwestorach adaptację do nowych warunków. Potwierdza to fakt, że w gronie głównych gospodarek rozwiniętych dochodowość obligacji porównywalną ze stopą dywidendy S&P 500 oferuje tylko dług Nowej Zelandii, a wysokie ceny papierów wyemitowanych w Rzymie czy Madrycie nijak mają się do faktycznego ryzyka.
Dlatego też można z optymizmem patrzeć na perspektywy Wall Street w czwartym kwartale. Taką ocenę wspiera też historyczna zależność: dynamiczna poprawa nastrojów amerykańskich gospodarstw domowych (a na nią wskazuje powrót do poziomów przedkryzysowych wskaźnika Conference Board) z pewnym wyprzedzeniem wyznaczała kierunek indeksom.
Spodziewamy się jednak, że najbliższe tygodnie będą nerwowe – inwestorzy ponad stopę zwrotu przedłożą bezpieczeństwo, co faworyzuje m.in. złoto. Położenie Deutsche Banku oczywiście dalekie jest od idealnego, lecz droga do wybuchu prawdziwego kryzysu bankowego jest odległa. Napięcia i obawy nie znikną jednak z dnia na dzień.