Do czwartkowej sesji inwestorzy w Warszawie podchodzili ze sporymi nadziejami. Zostały one rozbudzone po tym, jak dzień wcześniej WIG20 zaliczył wzrost rzędu 1 proc, tym samym zbliżając się znów do poziomu 1800 pkt. Jakby tego było mało towarzyszyły temu ponadprzeciętne obroty (wyniosły 1,9 mld zł), co mogło sugerować, że polskie akcje znów cieszą się większym wzięciem. W czwartek zapał inwestorów nieco jednak został ostudzony.
Wszystko dlatego, że pomijający początek notowań, WIG20 cały czwartek był pod kreską. Inwestorzy realizowali zyski całkowicie ignorując niezłe dane z polskiego gospodarki. Jak się bowiem okazało wskaźnik PMI mierzący koniunkturę w polskim przemyśle wzrósł z 50,2 pkt w październiku do 51,9 pkt w listopadzie. Nie dość jednak, że udało się przebić wynik z października, to jeszcze wyraźnie pokonane zostały prognozy ekspertów. Giełdzie to jednak nie pomogło.
WIG20 wolał wziąć przykład z innych europejskich indeksów. W Europie znów bowiem dominował kolor czerwony. Niemiecki DAX w ciągu dnia tracił około 1 proc. Chociaż czerwono było także na GPW, to i tak jednak sytuacja na naszym rynku wyglądała nieco lepiej. Przez większość dnia wskaźnik 20 największych firm naszego parkietu tracił około 0,5 proc.
Sytuacja nie poprawiła się już do końca dnia. Inna sprawa, że nie sprzyjały nam informacje ze spółek wchodzących w skład WIG20. Grupa PKO BP poinformowała, że w związku z zamknięciem transakcji nabycia Raiffeisen-Leasing Polska, nie wypłaci dywidendy akcjonariuszom z zysku za 2015 r. Akcje PKO BP w efekcie traciły w czwartek około 1 proc. W tej sytuacji pesymizm, jaki utrzymywał się na całym rynku jest bardziej zrozumiały.
WIG20 ostatecznie zamknął notowania 0,8 proc. pod kreską. Tym samym indeksowi największych spółek znowu nie udało się sforsować poziomu 1800 pkt.Pod kreską dzień kończyły także inne europejskie parkiety.