Po raz pierwszy temat nowych szczytów S&P 500 przy jednoczesnym braku nowych maksimów w reszcie świata poruszaliśmy jeszcze w lecie 2018. Wtedy skończyło się to źle dla wszystkich giełd – amerykańskie akcje nie wytrzymały w końcu presji i runęły ze szczytów w ślad za innymi giełdami, które dyskontowały już globalne spowolnienie gospodarcze.
Czy obecna sytuacja jest podobna? Owszem, resztę świata tak jak wtedy dzieli od szczytów ciągle spory dystans, ale jest jedna zasadnicza różnica – wtedy zauważyliśmy tzw. dywergencję. Polegała ona na tym, że wspinaczce S&P 500 towarzyszył trend spadkowy na innych rynkach rozwiniętych oraz emerging markets, czyli sytuacja, w której kolejne lokalne dołki i szczyty położone są coraz niżej. To był złowieszczy sygnał, świadczący o tym, że w globalnej strukturze rynkowej coś jest nie tak. Jednak obecnie tego sygnału nie dostrzegamy. W ostatnich miesiącach zarówno S&P 500, jak i pozostałe indeksy światowe stopniowo się podnoszą (kolejne lokalne dołki są położone na wyższych pułapach). Oczywiście ta analiza nie jest gwarancją niczego, bo rynki potrafią zaskakiwać, ale wydaje się, że obserwacja układu dołków i szczytów na wykresach głównych indeksów staje się obowiązkowym ćwiczeniem dla aktywnego inwestora. ¶