Znowu mieliśmy bowiem do czynienia z presją podaży, która w pewnym momencie doprowadziła nawet do małej paniki rynkowej. Co ciekawe jednak, początek notowań dawał nadzieję na realizację pozytywnego scenariusza. W pierwszych minutach handlu WIG20 zyskiwał nawet 0,7 proc. W kolejnych godzinach notowań byki zostały jednak zepchnięte do głębokiej defensywy. Presja podaży rosła właściwie z każdą godziną handlu. W południe indeks największych spółek był już ponad 1 proc. na minusie, a to nie był jeszcze koniec problemów. Byki nie miały praktycznie żadnego wsparcia. Kolor czerwony gościł również na innych europejskich rynkach, chociaż uczciwie trzeba przyznać, że nie świecił on tak mocno jak w Warszawie. Jakby tego było mało, również początkowe takty notowań na Wall Street upływały pod znakiem mocniejszego cofnięcia, w szczególności w przypadku indeksu Nasdaq. Dla naszego rynku był to jasny sygnał. Niedźwiedzie jeszcze mocniej przycisnęły, a WIG20 z poziomu -1 proc. zjechał na ponad -3 proc. i spadł poniżej 1900 pkt. Szczęśliwie na ostatniej prostej część strat udało się odrobić, co nie zmienia jednak faktu, że wtorek znowu należał do niedźwiedzi. Indeks największych spółek stracił 2 proc., co było jednym z najgorszych wyników na Starym Kontynencie. Swoje problemy miały także średnie i małe firmy. Indeks mWIG40 spadł 2,2 proc., zaś sWIG80 zamknął dzień prawie 1,3 proc. pod kreską. Obroty na całym rynku przekroczyły 1,3 mld zł. Handel na GPW kręci się więc w najlepsze.