Jeśli w ciągu siedmiu dni dystrybutor mrożonek i lodów nie zapłaci blisko 35,5 mln zł, straci prawo użytkowania nieruchomości i będzie musiał ją opuścić w ciągu dwóch miesięcy. – Nie sądzę, by spółka była w stanie zdobyć te pieniądze w tak krótkim czasie – mówi Maciej Niebrzydowski, pełnomocnik Elżbiety Sjoeblom, głównego akcjonariusza Jago (ma 14,04 proc. akcji).
Co to oznacza dla przedsiębiorstwa, które znajduje się na krawędzi bankructwa? W 2010 r. miało 42 mln zł skonsolidowanej straty netto, a ostatnio pojawiły się doniesienia o możliwości złożenia wniosku o upadłość. – Jago dysponuje innymi obiektami, więc odebranie tych w Bieniewie-Parceli nie oznacza końca działalności. Ale spółka utraci możliwość pozyskiwania nowych partnerów i kontrahentów – twierdzi Niebrzydowski. Zaznacza, że choć Jago walczy o przetrwanie, to cały czas ma majątek, który jest łakomym kąskiem dla konkurentów, np. firmy Iglotex, która kupiła niedawno m.in. zamrażarki i samochody za ponad 5,3?mln zł. – Jago sprzedało już Ingloteksowi jedną trzecią swoich aktywów detalicznych. Cały czas trwają rozmowy dotyczące zbycia pozostałych lodówek, zamrażarek, samochodów i kilku nieruchomości. Jago mogłoby za to uzyskać ponad 20 mln zł. To zaledwie połowa ich rynkowej wartości, ale spółka jest pod ścianą – wyjaśnia Niebrzydowski.
Pieniądze pójdą być może na spłatę rat leasingowych. Na razie spółka logistyczna Jago, która korzysta z nieruchomości, rozpoczęła negocjacje mające na celu przejęcie praw i obowiązków spółki matki, ale nie wiadomo, jaki będzie ich finał. Nie udało nam się skontaktować z władzami Jago. Na nasze pytania nie odpowiedzieli też przedstawiciele Millennium Leasing.