Początek roku wyzwala nadzieję, że będzie lepiej. Ze wstępnych analiz wynika, że obroty na krajowym rynku sztuki przekroczyły w minionym roku ćwierć miliarda złotych. Wzrosły o ok. 20 proc. w stosunku do 2017 roku.
Faktem jest, że globalne wyniki na rynku sztuki oraz pojedyńcze cenowe rekordy wymagają komentarza. Wyniki aukcji dobrowolnie, oficjalnie podają domy aukcyjne. Od lat zdarza się jednak, że niektóre licytacje są reżyserowane. Nie dochodzi do transakcji, ale rekordowe ceny idą w świat. Są mylącym punktem odniesienia dla nieświadomych uczestników rynku. Reklamują dom aukcyjny, kreują wysokie ceny na danego artystę.
Czy suma faktycznych sprzedaży istotnie różni się od tych bilansowanych obecnie? Moim zdaniem jest to margines, ale ciekawe jaki?!
Fikcyjne licytacje?
Nie ma u nas instrumentu logistyczno-prawnego pozwalającego sprawdzić, czy dana licytacja doszła do skutku, a podana cena sprzedaży jest prawdziwa. Na świecie, mówiąc w koniecznym skrócie, po aukcji urzędnik państwowy, osoba zaufania publicznego (nierzadko notariusz) spisuje protokół. Ceny podane w protokóle są rzeczą świętą! Są podstawą opodatkowania.
Na świecie uczestnicy rynku oraz państwo rozumieją, że najlepsza inwestycja to porządek prawny na rynku sztuki. Tam przychodzi dziennikarz do domu aukcyjnego, prosi o protokół i z czystym sumieniem informuje naród, że dzieło kupiono za rekordową kwotę. U nas w branży krążą plotki, kwestionują nawet stuprocentowo pewne sprzedaże.