Jak pan ocenia aktualną sytuację na GPW? Czy stoimy już u progu silniejszej korekty, czy jednak czeka nas kolejna, wzrostowa fala?
Nie spodziewam się silniejszej korekty, ale martwię się o to, że rynki trochę za bardzo wybiegają do przodu względem fundamentów, na których wzrosty mają się opierać. Mam tu na myśli globalne ujęcie. Zwłaszcza, gdy patrzymy na Wall Street to ma się wrażenie, że wyceny są wygórowane w relacji do tego co oferują fundamenty gospodarcze, nawet jeśli uwzględnimy fiskalne obietnice Donalda Trumpa.
A jak to wygląda na rodzimym podwórku?
Ja trwających zwyżek nie odbieram, jako zwiększonego optymizmu inwestorów zagranicznych względem Warszawy. Myślę, że jest to raczej ucieczka z przesadnego pesymizmu do bardziej neutralnego nastawienia. W ubiegłym roku nasz rynek akcji był skazywany na spadki, a gdy MSCI EM ruszył w górę, to siłą rzeczy nasze niskie wyceny musiały zostać zauważone. Jesteśmy zbyt duzi w tym koszyku, by nas ciągle ignorować. Nadal jednak uważam, że od strony fundamentalnej jesteśmy w drugiej kolejności – za Rosją, Brazylią i częścią rynków Azjatyckich.